- Najwięcej czasu jako młody chłopak spędzałem na boisku – mówi 55-letni dziś Andrzej Piętas z Lublina. – Po lekcjach każdy coś tam zjadł i biegł na najbliższe boisko. Najczęściej graliśmy na trawiastym obok jednostki wojskowej przy Wyścigowej albo na asfaltowym przy pobliskiej szkole. Chętnych do grania było czasami tylu, że w drużynie były nawet zmiany po każdej strzelonej bramce. Graliśmy dotąd, aż się zrobiło ciemno i nie było widać piłki. Dzisiaj wciąż nie mogą zrozumieć, że nie było wtedy telefonów komórkowych, a i tak każdy wiedział, gdzie można spotkać po południu kolegów – właśnie na boisku.
„Raz, dwa, trzy, Baba Jaga patrzy!” – takie okrzyki można było usłyszeć na niemal każdym podwórku w latach PRL-u. Zabawa w chowanego, podchody, cymbergaj czy też gra w klasy to były wówczas ulubione rozrywki dzisiejszego pokolenia 50- i 60-latków. A zamiast gier komputerowych wystarczała rywalizacja w „państwa-miasta” lub „statki”.