Po skargach mieszkańców władze Lublina rezygnują z późniejszego włączania ulicznych latarni. W poszukiwaniu oszczędności przyglądają się głównie szkołom. – Nie będzie 20,5 stopnia, tylko 19,8 – zapowiada zastępca prezydenta miasta.
Drastyczny wzrost cen energii elektrycznej skłonił władze miasta do ograniczenia czasu pracy ulicznego oświetlenia. Cięcia wprowadzono w czerwcu.
Wieczorami latarnie zaczęły się później włączać, rano gasły wcześniej. Miasto spodziewało się w ten sposób oszczędzać 170 tys. zł miesięcznie, co przez pół roku dałoby milion.
Nie było to problematyczne latem, gdy dni były jeszcze długie. Ale od tamtego czasu pory dzień zdążył się skrócić o cztery godziny i zwłoka we włączaniu latarni stała się bardziej uciążliwa. Tym bardziej, że rozpoczął się rok szkolny i ruch na drogach jest znacznie większy niż w wakacje.
– Kilka dni temu jadąc autem na pasach pieszego zobaczyłem w ostatniej chwili. Naprawdę było już ciemno, ale latarnie jeszcze się nie zapaliły. W terenie niezabudowanym jest obowiązek noszenia odblasków, ale nie w mieście nie, więc pieszy ubrany na ciemno jest niemal niewidoczny. Na szczęście nie jechałem szybko, więc udało się wyhamować – relacjonuje pan Paweł.
Takie głosy docierały też do Ratusza.
– Podejmujemy decyzję o przywróceniu standardów oświetlenia ulic w godzinach popołudniowych do pierwotnych zasad – informuje Artur Szymczyk, zastępca prezydenta Lublina. Przyznaje, że zmianę wprowadzono po licznych wnioskach od mieszkańców.
Rano nie zmieni się nic. – Oświetlenie nadal jest wyłączane około 40 minut wcześniej – zastrzega Justyna Góźdź z biura prasowego Ratusza.
Decyzja będzie mieć też swoje konsekwencje. – Oszczędności będą niższe – stwierdza Szymczyk, ale konkretnej kwoty nie podaje.
Wydatki na energię mocno ciążą miejskiej kasie.
Prezydent wylicza, że w zeszłym roku Lublin wydał na prąd 22,3 mln zł. W przyszłym roku rachunki mogą być dwa razy wyższe. – Szacujemy, w oparciu o rozstrzygnięcie przetargu, że będzie to około 45 mln zł – mówi Krzysztof Żuk.
Miasto szuka oszczędności również na ogrzewaniu publicznych budynków. Chodzi głównie o szkoły.
– Jesteśmy po rozmowach z Lubelskim Przedsiębiorstwem Energetyki Cieplnej – potwierdza Szymczyk. – Praktycznie wszystkie węzły dostarczające ciepło i ciepłą wodę użytkową są wyposażone w automatykę. Obejmujemy to nadzorem. System umożliwia nadzór nad parametrami i wpływanie na zużycie energii przez obiekty oświatowe – dodaje zastępca prezydenta.
Dopytywany o szczegóły mówi, że „nie będzie 20,5 stopnia, tylko 19,8”.
Pewna dostaw gazu nie może być lubelska energetyka. Choć dyrektor największej w Lublinie elektrociepłowni Wrotków uspokajał niedawno, że poradzi sobie nawet bez gazu.
– Jeżeli okaże się, że blok gazowo-parowy nie może pracować, będą pracowały kotły węglowe i w pełni zapewnią dostawy ciepła dla mieszkańców Lublina – zapewniał nas dyrektor Paweł Okapa.
Sęk w tym, że nikt nie jest w stanie zagwarantować, że nie będzie też problemów z węglem.
Ratusz zastrzega, że nie ma wpływu na sektor energetyczny, ale zapewnia, że sam nie zamierza z oszczędności chłodzić uczniów.
– Komfort naszych dzieci jest dla nas podstawą – deklaruje Żuk. I dodaje, że w oszczędzaniu energii chodzi też o takie działania jak gaszenie świateł i zamykanie okien. Jego zdaniem jest nad czym pracować. – Przejdźcie się późnym popołudniem: szkoła już nie ma uczniów, a świeci jak lotnisko przyjmujące samoloty.