Stado 242 białoruskich krów przepłynęło graniczny Bug i zakotwiczyło na pastwisku słynnej Stadniny Koni w Janowie Podlaskim. Jałówki nie uzyskają jednak azylu w naszym kraju. Czeka je deportacja.
- Zaopiekowaliśmy się uciekinierkami. Daliśmy im dach nad głową i nakarmiliśmy w ramach międzynarodowej solidarności nadbużanskich rolników - mówi Marek Trela, prezes janowskiej Stadniny Koni, która hoduje także kilkaset sztuk bydła. I dodaje: Nie popieramy takich ruchów migracyjnych. Oddamy całe stado Białorusi.
Białoruskim stadem zajął się też Radomir Bańko, powiatowy lekarz weterynarii w Białej Podlaskiej. - Są to młode sztuki. Jałówki w wieku 16-18 miesięcy. W średniej kondycji - ocenia. Przypomina, że od czasu do czasu pojawiają się w okolicy krowy zza Buga, ale tak wielkiego stada jeszcze tu nie było.
Białorusini poinformowali stronę polską, że zwierzęta uciekły im z państwowego gospodarstwa - sowchozu. Zapewnili na piśmie, że krowy są zdrowe, że nigdy nie mieli u siebie żadnych epidemii. Jednak na wszelki wypadek pracownicy stadniny w Janowie odizolowali przybyłe zwierzęta od swojego bydła. - Ale i tak będziemy musieli się mieć na baczności i obserwować przez jakiś czas nasze krowy - dodaje doktor Bańko.
Pułkownik Andrzej Wójcik, rzecznik Nadbużańskiego Oddziału Straży Granicznej uważa, że ze strony białoruskiej zabrakło należytej opieki nad stadem. Pogranicznicy nie mogą wiele zrobić, gdy przez rzekę pędzi do Polski wielkie stado. - Przecież nikt nie będzie strzelać do krów - tłumaczy i dodaje, że służby weterynaryjne obu krajów uzgadniają sposób zwrócenia bydła sąsiadom.
A zanosi się na wielką operację. Wczoraj nie powiodła się próba przepędzenia stada przez graniczną rzekę. Konieczne będzie przewiezienie zwierząt ciężarówkami. Być może już dziś Białorusini zorganizują transport.