Ma chronić przed migrantami, a tak naprawdę największe zagrożenie stanowi dla zwierząt. Od kilku dni Bug nie przypomina już pięknej, dzikiej rzeki. Polski brzeg jest spętany kilometrami drutu kolczastego. Mieszkańcy i przyrodnicy z osłupieniem przyglądają się zdjęciom udostępnianym w sieci.
Zasiekami zdążył już się pochwalić Mariusz Błaszczak (PiS), minister obrony narodowej: „Wojska estońskie pomagają na granicy polsko-białoruskiej. Zadaniem żołnierzy z Estonii jest budowa i naprawa tymczasowego ogrodzenia oraz udrożnienie połączeń drogowych” – napisał w mediach społecznościowych, dołączając zdjęcia żołnierzy rozciągających kolczastą pułapkę.
Wykrwawią się na śmierć
Ale mieszkańcy nadbużańskich terenów mają obawy, Jako pierwszy na problem zwrócił uwagę pan Artur z gminy Hanna, który prowadzi „Siedlisko w Kuzawce nad Bugiem". Druty widzi ze swojego podwórka. – Zamontowano je przy samej linii brzegowej – opowiada. – A przecież Bug to dzika rzeka i jeśli w odpowiednim czasie zasieki nie zostaną uprzątnięte, to druty popłyną.
W ubiegłym roku rzeka wylała obok jego posesji. – Bystry nurt niesie ze sobą wszelkie zanieczyszczenia, kłody drzew – dodaje, przyznając, że martwi się też o swojego psa. – On chętnie pływał w Bugu, a teraz to nie wiem.
Z kolei pan Dariusz prowadzi agroturystykę w Nowosiółkach w gminie Sławatycze. – Rzeka była naturalną ostoją dla zwierząt, to było ich środowisko. Człowiek nie powinien w to ingerować – mówi Dziennikowi. Zwraca też uwagę, że drut tak naprawdę nie ma kolców, a coś w rodzaju małych żyletek. – Teraz te stworzenia będą się wykrwawiać na śmierć.
O rzekę martwi się też organizator spływów kajakowych z Włodawy. – Na wiosnę, przy roztopach, zasieki będą pod wodą, a płynące drzewa je pozrywają. W ten sposób powstaną trudne do usunięcia zatory – uważa nasz rozmówca. – Nie chciałbym płynąć motorówką i wpaść na taką pułapkę, to będzie teksańska masakra – denerwuje się mieszkaniec Włodawy.
Śmiertelna pułapka
Prof. Wiktor Kotowski z Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego jest specjalistą w zakresie ekologii roślin i ochrony przyrody. Nie ma wątpliwości, że zasieki to ogromne zagrożenie dla zwierząt. – Ryby, bobry, wydry, czy nawet większe ssaki, jak sarny czy jelenie, bo one migrują, będą się o te druty ranić, zaplątywać w nie i ginąć – mówi profesor UW.
Naukowiec zaznacza, że zasieki odcinają też zwierzęta lądowe od wodopoju. W jego ocenie to tylko kwestia czasu, aż druty znajdą się pod wodą lub zarośnie je roślinność. A przez to staną się niewidoczne. – Wtedy zwierzęta będą wpadać w nie jak w pułapkę – tłumaczy Kotowski. A na wiosnę zasieki trudno już będzie usunąć. – Nad rzeką przyroda jest wybujała, szybko się rozrasta roślinność, krzewy. W druty zaplątane będą kłody drzew, pnie, które niesie rzeka, a ostatecznie – niestety – również ciała zwierząt – uważa naukowiec.
„Czasowa bariera”
Straż Graniczna odpowiada, że „konstrukcja nie jest umocowana na stałe”. – Bariera jest zamontowana jedynie na części granicy państwowej na odcinku z Białorusią – mówi Dziennikowi kapitan Dariusz Sienicki, rzecznik prasowy Komendanta Nadbużańskiego Oddziału Straży Granicznej. Czyli gdzie? – Na obszarach najbardziej zagrożonych. Jej zadaniem jest zapobieganie próbom nielegalnego przekroczenia granicy. Jednak może ona być – w zależności od sytuacji, która będzie miała miejsce na granicy, zdemontowana – zaznacza Sienicki.