Burmistrz, który krytykował pracę policjantów, skarżył się na mundurowych dwa razy. Raz w imieniu mieszkańców. Wcześniej w sprawie... syna.
Zarzucał policjantom m.in., że za bardzo skupiają się na karaniu pieszych za przechodzenie przez jezdnię w niedozwolonym miejscu. Pisał też, że nie pojawiają się tam, gdzie faktycznie jest niebezpiecznie.
Policja poinformowała nas wówczas, że kilka miesięcy wcześniej burmistrz złożył inną skargę, jako osoba prywatna. Mundurowi nie zdradzali szczegółów sprawy. Burmistrz też tego nie wyjaśniał.
Tymczasem "Wspólnota Międzyrzecka” ustaliła, że burmistrz złożył to pismo po tym, jak policja przyłapała jego syna na przechodzeniu przez jezdnię w niedozwolonym miejscu. Nie dostał mandatu, ale za to sprawa została skierowana do sądu dla nieletnich.
– Nie chcę tego rozwijać ze względu na moje dziecko. To prywatna sprawa – ucina Grzyb, zapytany wczoraj o to, czy obie skargi mają ze sobą związek.
Efektem drugiej, oficjalnej skargi burmistrza było wtorkowe spotkanie przedstawicieli Urzędu Miasta i policji. Burmistrz, szef Straży Miejskiej i przedstawiciele policji mają się regularnie spotykać i rozmawiać o bezpieczeństwie w mieście. Na ulice wrócą wspólne piesze patrole Straży Miejskiej i policji. Poza tym komisariat ma na bieżąco informować magistrat o ewentualnych awariach miejskiego monitoringu, a Urząd Miasta ma go niezwłocznie naprawiać.
Natomiast sprawa Mirosława M., szefa Straży Miejskiej w Międzyrzecu Podlaskim, jeszcze się nie wyjaśniła. W ubiegłym tygodniu został przyłapany na piciu piwa w sklepie. Nie chciał przyjąć mandatu od policjantów. Miał za to używać wulgarnych, obraźliwych słów pod ich adresem. Prokuratura Rejonowa w Radzyniu Podlaskim ustali, czy doszło do znieważenia funkcjonariuszy.
– Mam nadzieję, że tzw. sprawa pana komendanta przypadkowo zbiegła się w czasie z moją skargą – komentuje Grzyb.