Zarząd Województwa Lubelskiego nie wesprze upadającego bialskiego przewoźnika. Pracę może stracić 160 osób. – Będziemy strajkować – zapowiadają zatrudnieni tam ludzie.
Bialski PKS notował powiększające się straty już w latach 2008–2009. W listopadzie ub. roku spółkę przejął samorząd województwa. Jesienią 2010 r. Zarząd Województwa Lubelskiego podjął uchwałę o dalszym funkcjonowaniu PKS, dając szansę na wdrożenie procesu naprawczego.
Kluczem do poprawy sytuacji miało być m.in. rozwiązanie zbiorowego układu pracy, kosztochłonnego i niekorzystnego z punktu widzenia finansów przedsiębiorstwa. Niestety, załoga PKS nie zgadzała się na zrezygnowanie z przywilejów.
Zarząd spółki sporządził plan naprawczy, ale zarówno eksperci, jak i Zarząd Województwa ocenili go jako nie dający szans trwałej poprawy.
– Nie można angażować pieniędzy publicznych w ratowanie przedsiębiorstwa, bo byłaby to niegospodarność – stwierdza Górka. Kiedy zadłużenie przekroczyło 2 mln zł, prezes PKS musiał wystąpić do sądu o ogłoszenie upadłości likwidacyjnej spółki.
Bialski poseł Adam Abramowicz (PiS) próbował wypracować wspólny kompromis. Prowadzi też rozmowy z marszałkiem Krzysztofem Hetmanem. Ma nadzieję, że władze województwa pomogą wyjść z tarapatów bialskiemu przewoźnikowi.
Wczoraj Beata Górka powiadomiła nas, że nie ma szans na poprawę sytuacji w spółce. Poseł Abramowicz jest zaskoczony – jak mówi – "tą dziwną grą na zwłokę i dezinformacją”.
– Ludzie w PKS rozważają strajk. Dlatego apelujemy do marszałka o szybką decyzję Zarządu Województwa o podniesieniu kapitału spółki lub pożyczkę. Upadek PKS spowoduje likwidację 160 miejsc pracy oraz chaos komunikacyjny w powiecie bialskim – ostrzega Abramowicz.
Co na to Ryszard Panasiuk, wiceprzewodniczący zakładowej "Solidarności”? – Jesteśmy rozgoryczeni. Mimo wszystko liczymy jeszcze na jakieś wsparcie. Rozważymy też protest – mówi Panasiuk.
Jeszcze jesienią 2010 roku istniejący od 50 lat bialski PKS docierał do 270 miejscowości.