Rozpoczynamy wizytę. Przewodnikiem, który oprowadza nas po schronisku jest właściciel gospodarstwa. O każdym z podopiecznych opowiada ciekawe historie i wyjaśnia jak trafił w to miejsce. W specjalnie przystosowanych pomieszczeniach spostrzegamy różne gatunki ptaków. Są tam myszołowy i bociany. Wspólną klatkę dzieli kawka z gawronem. Jest też dzika kaczka o ciekawej barwie piór. Majestatycznie stąpa żuraw o przezwisku "Bandziorka”. Na dźwięk naszych kroków ptaki podchodzą bliżej ogrodzenia z siatki, niektóre wesoło trzepocą skrzydłami. Ma się wrażenie, że w ten sposób witają się z ludźmi.
Pomysł założenia schroniska dla ptaków zrodził się w głowie Marka Kokoszkiewicza dość dawno. Od wczesnych lat dzieciństwa przygarniał chore ptaki i tak powoli zrodziła się miłość do tych stworzeń. Później postanowił stworzyć dla nich przytułek. Aby zrealizować swe marzenie, musiał opuścić wraz z rodziną dawne miejsce zamieszkania i osiadł w niewielkiej wsi. Tutaj znalazł odpowiednie miejsce i warunki do funkcjonowania schroniska. Wkrótce wygospodarował pomieszczenia dla chorych ptaków i postarał się dla nich o pożywienie. Potem pojawili się pierwsi przybysze.
Do dziś trafiają tu ptaki w różnym stanie. Często mają uszkodzone skrzydła, złamane nogi. Tutaj mogą otrzymać pomoc. Tutaj też przechodzą intensywna rehabilitację i zaczynają żyć od nowa. Przed sprawującymi nad nimi opiekę stoi trudne zadania. Jest to przede wszystkim poznanie pierzastych przybyszów, zarówno ich zwyczajów jak i diety. Ale to nie wszystko. Trzeba dbać o wymianę wody, dostarczanie pożywienia, utrzymanie klatek w należytej czystości. Tym codziennie zajmuje się pan Marek Kokoszkiewicz. W niektórych zajęcia często wyręcza go 7-letnia córka, Julia. Dziewczynka chętnie dogląda ptaki i uważnie jej obserwuje. Odwiedzających schronisko może zadziwić wiedzą na temat skrzydlatych podopiecznych.
Opiekę weterynaryjną nad ptasim szpitalem sprawuje Andrzej Iwanicki. Wszystkie jego działania zmierzają do jednego celu, wyleczenia podopiecznych. Ptaki, które pozytywnie przejdą rehabilitację, mogą opuścić schronisko. Niestety niektóre z nich już nigdy nie wzniosą swych skrzydeł do lotu, nie oderwą się od ziemi.
Schronisko boryka się z wieloma problemami. Najpoważniejszym jest brak miejsca na przyjęcie nowych pierzastych przybyszów. Zbudowanie nowych pomieszczeń wiąże się z wydatkami pieniężnymi. Niestety TOnZ nie posiada na ten cel środków finansowych. Marek Kokoszkiewicz deklaruje się samodzielnie wykonać prace budowlane, ale też nie ma pieniędzy na materiały. Dlatego prosi o wsparcie tych, którym nie jest obojętny los skrzywdzonych (niekiedy przez ludzi) skrzydlatych ozdób naszych pól, łąk i lasów.