Ludzie odwiedzający bialski dworzec kolejowy są zszokowani panującym tam smrodem. Pijacy leżą w kałużach moczu.
- Tylko kupuję tam bilet i od razu wychodzę na peron. Wewnątrz okropnie śmierdzi. Wolę marznąć na świeżym powietrzu - wyjaśnia Janek, który jeździ z Bialej do Warszawy, gdzie studiuje.
- Nigdzie nie pójdę. Nie mam rodziny. Dajcie mi papierosa. Przesuńcie z mokrego i zdejmijcie kurtkę - żądał we środę od ludzi pijany inwalida. Jego kula leżała na parapecie okna.
Hydraulicy naprawiający dworcowy grzejnik twierdzili, że wcześniej było tam więcej bezdomnych. Teraz pozostał tylko inwalida.
Maria Parafiniuk, dyrektor bialskiego MOPS wyjaśnia, że wina leży po stronie spółki PKP, której pracownicy nie chcieli wydzielić specjalnego pomieszczenia dla bezdomnych, o co zabiegał MOPS.
- Nasi podopieczni nie chcą przebywać w noclegowni. Przyjmiemy wszystkich, którzy są trzeźwi. Mamy przy ul. Kąpielowej 110 miejsc, z których można korzystać między godz. 16 a 8 rano - wyjaśnia Parafiniuk.
- Bezdomni mają prawo być na dworcu, ale nie mogą zakłócać spokoju i wywoływać zgorszenia - tłumaczy Artur Żukowski, komendant miejski bialskiej Straży Miejskiej.
Tymczasem Joanna Główka, zastępca dyrektora Oddziału Gospodarowania Nieruchomościami PKP w Lublinie, przyznaje, że w ostatni weekend grupa bezdomnych na bialskim dworcu wybrudziła ekskrementami ściany i podłogę.
W sprawę został włączony sanepid. - Musimy sobie poradzić z bezdomnymi wspólnie ze służbami miejskimi. Zwracaliśmy się o pomoc do tych bialskich służb, do MOPS i Straży Miejskiej. Nie dało to rezultatu. Musimy się spotkać z prezydentem - obiecuje wicedyrektor Główka.
Dziś poseł Adam Abramowicz z Białej Podlaskiej zorganizował konferencję prasową, na której poruszył problem cuchnącego dworca.
- Bezdomni całkowicie uniemożliwiają podróżnym przebywanie na dworcu. Tworzą fatalny wizerunek miasta. Wystąpiłem do prezydenta i kolei o załatwienie tej sprawy - mówi parlamentarzysta.