Chora starsza kobieta nie może korzystać ze specjalnego podgrzewanego materaca, który łagodzi ból. W domu nie ma prądu. Energetycy w obecności policjantów odcięli energię, bo, ich zdaniem, prąd pobierany był nielegalnie.
– Powiedziałem, że nic nie wiem o nielegalnym pobieraniu energii. Zgodziłem się, by sprawdzili licznik w łazience – dodaje. Zanim energetycy wyłączyli światło, dali domownikom protokół do podpisania.
– Mama podpisała, a ja napisałem, że nic nie wiem o nielegalnym przyłączu. Nie dostaliśmy żadnej kopii – wspomina Jerzy Warecki. Ma żal do kontrolerów, że nie pokazali, gdzie miał być kabel, który ponoć omijał licznik.
– Mężczyźni, obiecywali, że zabiorą licznik, sprawdzą go i w poniedziałek przywiozą. Ale nie przywieźli. Za prąd spłacam 200 zł miesięcznie. Potrącają mi to z emerytury – mówi pani Janina, która leży, bo ma sparaliżowane nogi. Kilka nocy po odłączeniu prądu nie mogła spać, bo nie może używać specjalnego rozgrzewającego materaca.
– Nasila się ból. Jest bardzo zimno – żali się kobieta, której jedynym zajęciem i rozrywką było oglądanie telewizji. Teraz leży i cierpi w ciemnościach, bo syn boi się, że zostawiona świeczka spowoduje pożar. – Kilka lat wcześniej zarzucono nam, że była zerwana plomba przy starym liczniku. Nowy licznik, który zabrali, zakładał janowski elektryk.
Dorota Szkodziak, rzecznik prasowy PGE Dystrybucja LUBZEL, przyznaje, iż źle się stało, że energetycy nie pozostawili dopływu prądu warunkowo na czas prowadzenia postępowania.
– Gdyby syn poprosił w protokole, że opieka nad matką wymaga dopływu energii, pewnie by nasi kontrolerzy przystali na tę prośbę. Kontrola odbywała się zgodnie z obowiązującymi przepisami. Nasi pracownicy zapewnili, że okazali legitymacje. Stwierdzili, że jeden z przewodów omijał licznik i w momencie poboru energii przez urządzenie domowe nie obracała się tarcza licznika – podkreśla rzeczniczka. Dodaje, że rodzina ma zapłacić karę i wypełnić zalecenia (licznik musi być umieszczony na zewnątrz mieszkania). Wówczas podłączymy energię – obiecuje Szkodziak.
– Mamy do czynienia z kradzieżą prądu. Musimy wyjaśnić, kto przeróbkę zrobił i na czyje polecenie. Później sąd oceni sprawę i weźmie pod uwagę stopień winy poszczególnych osób – uważa asp. szt. Marian Głuszczuk z bialskiej policji, który jest przekonany, że policjanci zachowywali się podczas tej interwencji zgodnie z przepisami.