W Rzeczycy pod Międzyrzecem Podlaskim w pożarze kurnika zginęło 20 tysięcy kurcząt. Straty wyniosły prawie 200 tys. zł.
Do pożaru pojechało w sumie osiem zastępów straży zawodowej i ochotniczej. - Kiedy zajechaliśmy na 50 metrach kurnika palił się dach. Było bardzo duże zadymienie. Musieliśmy pracować w aparatach tlenowych. Niestety, nie było szans na uratowanie kurcząt, które były w połowie kurnika nie objętej ogniem, ale pełnej dymu. Ptaki padły zaczadzone - relacjonuje aspirant Mirosław Bogucki, dowódca zmiany z Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej w Międzyrzecu Podlaskim.
Mł. brygadier Zbigniew Łaziuk, dowódca międzyrzeckiej jednostki, podkreśla, że gaszenie utrudnial silny wiatr.
- Na szczęście, nikomu z ludzi nic się nie stało. Pożar powstał prawdopodobnie z powodu wady urządzeń grzewczych na gaz. Od promienników wiszących półtora metra nad ściółką ogień szybko przeniósł się na łatwopalny styropian. Dobrze, że zabezpieczone zostały zbiorniki z gazem. Gdyby godzinę później dostrzeżono ogień, mogłyby wybuchnąć. Uratowaliśmy pewnie mienie warte 200 tys. zł.
- Akurat przed świętami taki pech! I to w momencie, kiedy hodowcy trudno osiągnąć jakiekolwiek zyski przy sprzedaży kurczaków. Krzysztof nie miał innego źródła utrzymania poza tym kurnikiem. Trudno będzie mu odbudować. Tym bardziej, że ubezpieczamy tylko kurniki. Nikt nie chce ubezpieczać kurcząt - dodaje Majczyna.