Cztery osoby staną przed sądem za nieprawidłowości przy budowie farm wiatrowych w okolicach Parczewa. Wśród oskarżonych są inspektorzy nadzoru budowlanego. Potwierdzili, że wiatraki powstały zgodnie z projektem, chociaż były o ponad 20 metrów za niskie
Akt oskarżenia w tej sprawie trafił właśnie do Sądu Rejonowego w Radzyniu Podlaskim. Obejmuje cztery osoby – kierownika budowy elektrowni, inspektora nadzoru oraz dwóch przedstawicieli Wojewódzkiego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Lublinie. Wszyscy odpowiedzą za poświadczenie nieprawdy.
Sprawa dotyczy budowy elektrowni wiatrowych w miejscowościach Wierzbówka i Jasionka, niedaleko Parczewa. Tamtejsza prokuratura prowadziła śledztwo, dotyczące kontynuowania prac mimo urzędowego zakazu. Do odrębnego postępowania wyłączono materiały dotyczące poświadczenia nieprawdy i niedopełnienia obowiązków przez urzędników nadzoru budowlanego i przedstawicieli inwestora. Obecny akt oskarżenia to efekt tego śledztwa.
Elektrownie budowała firma Eko Farm. Przeciwko inwestycji protestowali lokalni mieszkańcy. W 2016 r. ukończono jednak budowę, a firma wystąpiła do nadzoru budowlanego o pozwolenie na użytkowanie. Kierownik budowy oraz inspektor nadzoru podpisali dokumenty stwierdzające, że wszystko powstało zgodnie z projektem.
We wrześniu 2016 r. Wojewódzki Inspektorat Nadzoru Budowlanego przeprowadził obowiązkowe kontrole obu inwestycji. Zrealizowali je obecni oskarżeni – Przemysław G. i Piotr L. Potwierdzili, że wiatraki są zgodne z projektem. W rezultacie dwa miesiące później WINB w Lublinie wydał stosowne pozwolenia na użytkowanie.
Lokalni mieszkańcy nadal protestowali. W sierpniu ub. r. elektrownie skontrolował Główny Inspektorat Nadzoru Budowlanego. Wtedy okazało się, ze wiatraki są o ponad 20 metrów niższe niż w projekcie. Inwestor nie miał więc prawa stawiać takich obiektów.
Podczas przesłuchania w prokuraturze Przemysław G. nie przyznał się do winy. Twierdził, że nie miał obowiązku mierzenia wiatraków. Podobne stanowisko zajął Piotr L. Obaj tłumaczyli, że poświadczając zgodność budowli z projektem opierali się tylko na dokumentach inwestora. Dwaj pozostali oskarżeni, kierownik budowy Stanisław R. oraz inspektor nadzoru Wojciech Ś. również nie przyznali się do winy.
Prokuratura ustaliła, że żaden z oskarżonych faktycznie nie sprawdzał wymiarów budowli, ale wszyscy potwierdzili ich zgodność z projektem. Mogli skorzystać z pomocy geodetów, ale tego nie zrobili. Inspektorzy z WINB nie zwrócili również uwagi na alarmujące pisma od mieszkańców. Wskazywali oni m.in. na nieprawidłowe wymiary turbin.
Oskarżonym grozi od 3 miesięcy do 5 lat więzienia.