Krytykowane przez przyrodników zasieki nad Bugiem mają być zlikwidowane. Zajmą się tym żołnierze. Ale optymizmu u mieszkańców nadbużańskich terenów nie widać.
Straż Graniczna rozciągnęła żyletkowy drut kolczasty nad Bugiem w grudniu ubiegłego roku. „By zapobiegać próbom nielegalnego przekroczenia granicy” – tak nas zapewniano. Ale ekolodzy bili na alarm, bo widzieli w tym przede wszystkim śmiertelną pułapkę dla zwierząt. I nie pomylili się. W lutym opisywaliśmy m.in. przypadek martwej kaczki zaplątanej w zasiekach.
Udało nam się też ustalić, że pod koniec stycznia apel do Komendanta Nadbużańskiego Oddziału Straży Granicznej w Chełmie wystosowała Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Lublinie. W piśmie można było przeczytać, że „(…) zachodzi realna obawa, że zasieki zostaną zalane, a na niektórych odcinkach rzeki przemieszczone”. RDOŚ argumentowała, że to „śmiertelne zagrożenie” dla łosi, jeleni czy dzików, rekomendując jednocześnie demontaż.
To już pewne, że w najbliższych dniach zasieki znikną.
– Nasz Oddział Straży Granicznej zarekomendował Siłom Zbrojnym RP usunięcie z odcinka rzecznego na terenie województwa lubelskiego concertiny – mówi Wojciech Kopeć z zespołu prasowego Nadbużańskiego Oddziału Straży Granicznej.
Po szczegóły odsyła do resortu obrony narodowej. – Demontaż zapory na całej długości granicy w województwie lubelskim ma rozpocząć się w najbliższych dniach. Przeprowadzi go 2. Lubelska Brygada Obrony Terytorialnej ze wsparciem 18. Dywizji Zmechanizowanej – słyszymy w MON.
Ale mieszkańcy zastanawiają się, czy nie jest już za późno. – Można powiedzieć w końcu. Widok drutu na pewno odstraszał turystów. A teraz w ogóle o nich trudno tu przy granicy – przyznaje pani Ewa, która prowadzi agroturystykę "Nad Bugiem" w Szumince (gm. Włodawa). – Jak dotąd, te wszystkie zakazy zniechęcały by tu się relaksować. Nasze straty są ogromne – nie ukrywa właścicielka.
– Zasieki były swoistymi wnykami dla zwierząt, bo one się w nie zaplątywały. Wiele było tu trupów – mówi z żalem Tadeusz Bocian z okolic Kodnia. Tutaj, do środy drutu przy Bugu jeszcze nie zdemontowano. – Przecież przyrodnicy ostrzegali. Ale czy ktoś za to będzie pociągnięty do odpowiedzialności, to wątpię – przypuszcza mieszkaniec.
Przypomnijmy, że 1 lipca wraz z zakończeniem budowy zapory na granicy, rząd zniósł zakaz przemieszczania w 3-kilometrowym pasie przygranicznym. Ale okazuje się, że wybierając się nad samą rzekę Bug trzeba zabrać ze sobą dokument.
– Jeśli wybieramy się nad rzekę Bug, a więc nad granicę państwową powinniśmy o tym fakcie poinformować telefonicznie, pocztą elektroniczną lub za pomocą formularza znajdującego się na internetowej stronie Nadbużańskiego Oddziału Straży Granicznej, właściwą placówkę Straży Granicznej – zaznacza Kopeć. – Na taką wyprawę, warto wziąć ze sobą dokument tożsamości, ponieważ prawdopodobnie będziemy legitymowani przez patrol Straży Granicznej – dodaje przedstawiciel SG.
Wcześniej, przez 10 miesięcy na tych przygranicznych terenach stale obecni byli żołnierze. Zostawili po sobie ślady, w postaci rozjeżdżonych dróg, pół czy łąk. – Wojsko naprawiło na razie te newralgiczne odcinki dróg – przyznaje Łukasz Jaszczuk, zastępca wójta nadbużańskich Sławatycz. – Co do reszty, to wszystkie samorządy dotknięte tym problemem przesłały do wojewody lubelskiego wykazy. Czekamy na dalsze decyzje ze strony rządu – uzupełnia Jaszczuk.
Dojazd do posesji naprawiono też Tadeuszowi Bocianowi. – Tutaj zimą były koleiny na pół metra. Teraz, rzeczywiście wojsko wysypało materiał utwardzający. Zobaczymy, ile wytrzyma – stwierdza mieszkaniec okolic Kodnia.
Wojewoda już kilka miesięcy temu miał przekazać wykaz potrzeb, zgłaszanych przez rolników i samorządy do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Ale jak dotąd resort nie odpowiedział, jaką formę będzie miało wsparcie.