Skończyła liceum plastyczne i Instytut Wychowania Artystycznego. To był czas, kiedy dużo agencji szukało plastyków komputerowych.
Ale dziś prowadzi pracownię rękodzieła artystycznego - Warsztaty Ceramiczne "Żywioły Ziemi” w Lublinie.
- Kilka lat przepracowałam w reklamie - mówi Joanna Kowalska-Wolszczak. - To była konieczność, jednak nie lubię urządzeń bezdusznych. Przy komputerze siedzi się za długo, odbiera człowiekowi energię.
Swego rodzaju odskocznią było malowanie tkanin, batiki, szyła patchworki dla Ikei. Ale cały czas tkwiło w niej niespełnione pragnienie obcowania z rzeźbą.
Spełnić marzenie
Na Boże Narodzenie dostała w prezencie koło garncarskie zamówione przez męża u jakiegoś rzemieślnika.
Nikt nie chce zdradzić sekretów
- Nie wiedziałam jak zmiękczyć glinę, nie miałam pojęcia, że są pewne etapy tej pracy i trzeba ich pilnować, przestrzegać techniki. Musiałam to wszystko poznać. Byłam zniecierpliwiona. Obraziłam się na koło.
Wiedza o glinie
- To była świetna szkoła! - wspomina. - Było nas raptem 3 osoby, uczyli Leszek Kiejda i Aleksander Filipczuk. Okazało się, że to nie jest sprawa prosta. Nawet zwyczajne ptaszki-gwizdki trzeba zrobić według odpowiedniego projektu. Tam się nauczyłam, jak odróżnić autentyczne garncarstwo ludowe od ceramiki artystycznej, poznałam podstawowe techniki.
Dowiedziała się, gdzie się kupuje glinę, za ile, jakiego koloru. Cały zeszyt zapisała notatkami z warsztatów, była pełna pomysłów i zapału. Wkrótce okazało się, że są znajomi, którzy chętnie chcieliby się uczyć, pytały o to osoby obce.
Koleżanki poradziły, żeby otworzyła warsztaty.
Znalazła niewielki lokal w centrum miasta. Zaczęły się pierwsze zajęcia.
Nowe doświadczenia
Myślała o galerii edukacyjno-warsztatowej. Chciała w galerii sprzedawać wyroby. Jednak nie miała szczęścia do ludzi. Niektórzy brali w komis jej ceramikę i... znikali z towarem. Inni postawili na tanią chińszczyznę, która - choć tandetna - prędzej znajdzie klienta.
Biznes i radość tworzenia
- Przychodzą dzieciaki, uczniowie, ludzie dorośli, nawet studenci uczelni artystycznej - wyjaśnia. - Mam taką stałą grupę, od 5 do 12 lat. To dzieciaki bardzo kreatywne, pomysłowe i zdolne. Warsztaty są płatne, ale przecież placówki oświatowe dostają dotacje na taki cel.
Mówi, że się spełnia w tej pracy. Uczy, że herbata w glinianym kubku trzyma dłużej ciepło. Uczy estetyki i szacunku dla sztuki.
Czy da się z tego żyć?
Biznesowe odkrycia i rady Joanny Kowalskiej-Wolszczak
• Nie warto wiązać się z nieznajomymi kontrahentami - mogą być nieuczciwi.
• W branży artystycznej nie można liczyć na duży zysk. Ale taki biznes daje możliwość realizowania pasji. Warto próbować.