Pracowałem w wielu prywatnych firmach, ale dopiero na swoim wiem, że wszystko ma sens - mówi Adam Hnatow.
- Jakie są plusy pracy u kogoś albo w państwowym przedsiębiorstwie? Nic mnie nie obchodzi, ani zaopatrzenie, ani to, czy żarówka się przepaliła. O piętnastej zamykam drzwi i jestem wolny człowiek. Minusów jest dużo więcej: niskie zarobki, ciągła obecność szefa z jego humorami, nie zawsze jest on sprawiedliwy, ma węża w kieszeni - śmieje się Hnatow.
Początki
- Scenariusz był trochę filmowy - wyjaśnia. - Poznałem człowieka, który okazał się niebywałym oszustem. Wciągnął mnie z premedytacją w świat swojego biznesu, a później naciął na niemałą sumę. Ale też wyrobił we mnie przekonanie, że jeśli warto pracować, to tylko na własną rękę.
Sklepik
Sklepik
- On wyjeżdżał z Lublina, a u mnie, jak u pomysłowego Dobromira, zaświeciła czerwona lampka. Pomyślałem: czemu nie?
Dogadał się, że przejmie po nim "Magiczny sklepik” i kontakty handlowe.
- Najpierw rozmowa z administratorem lokalu - podwyżka czynszu była niewielka. Później szukałem informacji, do jakich urzędów powinienem pójść i co załatwić. Skorzystałem z Internetu. Kupiłem w kiosku broszurę o tym, jak założyć własny biznes. To okazało się bardzo pomocne.
Warto zaryzykować
- Najwięcej trudności było z wypełnianiem druków ZUS i w urzędzie skarbowym. Pomogła mi znajoma księgowa.
W branży był absolutnym nowicjuszem. Zaczął czytać na temat feng shui, aromatoterapii, medycyny niekonwencjonalnej, symboli Wschodu.
Żona miała wątpliwości.
- Bała się ryzyka. Ale mogłem liczyć na jej wsparcie. Rodzina pożyczyła pieniądze na opłaty, czynsz, towar.
Włożył w to ok. 5 tysięcy złotych; ta niewielka kwota umożliwiła mu rozpoczęcie własnej działalności.
Grosz do grosza
Uważa, że najważniejsze jest podejście do klientów, Trzeba doradzić, kupujący musi wiedzieć, że nie stara się mu wcisnąć droższego towaru, ale często tańszy, z którego będzie zadowolony. Taki klient przyjdzie drugi raz.
Maria Kolesiewicz