Wielu mieszkańców Chełma zrezygnowało z picia wody z wodociągów. Raz w tygodniu jeżdżą do Żółtaniec i Nowosiółek, skąd czerpią źródlankę.
Pan Andrzej o ujęciu w Żółtańcach dowiedział się od znajomego. - Właścicielowi działki przy stawach podczas kopania studni wybiło źródełko. Najpierw sam korzystał z tej wody, teraz przyjeżdża mnóstwo osób. Tej wody nie trzeba nikomu reklamować - żartuje pan Andrzej.
Stali bywalcy źródełka przywożą ze sobą kilkadziesiąt pięciolitrowych butelek. Woda płynie z plastikowej rurki wetkniętej w ziemię. Używają jej do gotowania i picia. - Smakuje jak ze studni, a nie zostawia żadnego osadu w czajniku - mówi pani Marta - Sto razy lepsza, niż ten chlor z kranu. A w dodatku za darmo.
Ujęciem w Żółtańcach dopiero teraz zainteresowali się mieszkańcy wsi. - Pijemy tę wodę od tygodnia, smakuje jak prawdziwa źródlanka - zachwala Halina Sadowska. - Przygotowujemy z niej przede wszystkim posiłki dla dzieci.
Pani Halina nie obawia się, że woda z ujęcia może być zanieczyszczona. - Tyle osób już ją pije i nikomu się nic nie stało, więc czemu nie korzystać - dodaje.
Podobnym zainteresowaniem cieszy się źródełko w Kolonii Nowosiółkach, oddalone od miasta o 9 km. - Nie wiem, co oni widzą w tej wodzie - zastanawia się jedna z mieszkanek wsi. - Jeżdżą taki kawał drogi z tymi baniakami. Ciągle widzimy te same chełmskie rejestracje.
Źródlanka cieszy się taką popularnością, że nikt nie zastanawia się, czy jest zdatna do picia. - Pewnie sanepid co jakiś czas ją kontroluje. Zresztą jakby miała komuś zaszkodzić, to już dawno by się pochorował - zastanawia się pan Andrzej.
Tymczasem wszystkie źródełka pozostają bez nadzoru. - Nie mamy żadnej wiedzy o prywatnych ujęciach wody - mówi Elżbieta Kuryk, rzecznik prasowy chełmskiego sanepidu - Jeżeli ktoś ją pije, to tylko na własną odpowiedzialność. Wcale bym się nie zdziwiła, jeśli byłaby skażona chemicznie lub bakteriologicznie. My nie ewidencjonujemy źródełek, więc tym samym ich nie kontrolujemy.