Chełmska restauracja robi specjalne dania dla uchodźców z Ukrainy. Strażacy-ochotnicy spod Dorohuska pomagają w logistyce i nie tylko. Akcję koordynuje nauczycielka, która tydzień temu, ponownie oddawała szpik choremu chłopcu. Jej genetyczny bliźniak jest w Rosji. I wszyscy mówią, że tak właśnie trzeba.
Powstają setki tekstów i opowieści o pomaganiu. Pomagają zwykli Kowalscy, instytucje, mundurowi, ochotnicy. W Chełmie działa restauracja, która jest wystawiona na sprzedaż. Potencjalni kupcy są odsyłani, bo lokal nie ma czasu się zamknąć i zlikwidować a właścicielka nie ma kiedy... pójść na emeryturę. Teraz nie ma tym bardziej, bo specjalnie ugotowane przez nią posiłki jadą codziennie do Okop i Dorohuska.
Przystanek Okopy
– Szczoteczki do zębów i pasta są teraz na wagę złota. Odzew mieszkańców jest bardzo duży, nasz magazyn powstał spontanicznie i jest świetnie zaopatrzony, ale ciągle są jakieś specjalne potrzeby. Przychodzą do nas rodziny, które udzieliły schronienia uchodźcom i potrzebują jedzenia czy konkretnych rzeczy. Na przykład na Ukrainę jadą od nas latarki, koce i męskie ubrania. Reagujemy. We wtorek rano dostaliśmy informację, że w Dorohusku zatrzyma się pociąg, w środku 500 osób, które potrzebują środków higienicznych i muszą coś zjeść. Mam panie, które codziennie pokonują 100 km z Parczewa i przyjeżdżają robić kanapki dla uchodźców. Jestem pod wrażeniem tej solidarności – mówi Agata Radzięciak, nauczycielka z Dorohuska, która koordynuje pracę magazynu działającego w remizie OSP w Okopach i wspierającego punkt recepcyjny w pobliskim Dorohusku.
Oprócz koordynacji pracy wolontariuszy i przepływu rzeczy zajmuje się także zabezpieczeniem posiłków dla uchodźców. To przez OSP Okopy przechodzą obiady przygotowywane w Chełmie przez restaurację U mamy.
Pandemia świetnie szkoli
– To nasza czwarta taka duża pomocowa akcja. Może dziwnie zabrzmi ale dzięki pandemii, posiłkom, które przygotowywałyśmy dla pracowników ochrony zdrowia a potem dla seniorów łatwiej się nam teraz zorganizować. Robię dokładnie tak, jak nauczyła mnie Justyna Domaszewicz z Lublina, która organizowała „Posiłki dla medyków”. Nawiązałam kontakt z Agatą Radzięciak i codziennie od poniedziałku do piątku, o godz. 14, 60 porcji trafia do OSP w Okopach. Co w środę zjedzą uchodźcy? Kaszę z mięsem albo ziemniaki, do wyboru. To nie są dania restauracyjne. Posiłki regeneracyjne, które mają powyżej 1000 kalorii przygotowujemy i porcjujemy specjalnie. I tak powinna wyglądać dobrze zorganizowana pomoc. Koordynator ma pewność, że przez najbliższe dwa tygodnie, o stałej porze przyjedzie od nas dostawa – mówi Iwona Magdziarz, koordynatorka w chełmskiej restauracji U mamy.
Trzy panie U mamy
To młody lokal, powstał w 2019 roku, karmi obiadami wyłącznie na wynos. Został założony przez Martę Zasuwę, która ma wieloletnie oświadczenie w pracy w gastronomii w kraju i za granicą.
– Szefowa znowu nie będzie mogła pójść na emeryturę, przez tą kolejną akcję. Lokal jest wystawiony na sprzedaż a jak ktoś się interesuje, to mówimy, że tak ale może za miesiąc lub dwa, bo teraz nie możemy – uśmiecha się pani Iwona, która zajmuje się zaopatrzeniem, funduszami i organizacją produkcji.
Ekipę, która realizuje zamówienia dla uchodźców i cały czas karmi klientów tworzy szefowa, która gotuje i jej pomocnica. Tyle.
Ty płacisz, oni jedzą
Na profilu facebookowym U mamy widać paragony i podziękowania dla wspierających akcję. Stali klienci czy osoby, które po prostu dowiedziały się o tym, że „U mamy” karmi uchodźców wpłacają pieniądze, lokal wystawia paragon i darczyńca wie, że ten makaron czy zupę on sfinansował. – Taki system się najlepiej sprawdza, wieczorami siedzę i rozliczam. Ludzie widzą co się dzieje z ich wpłatą. Ale dajemy też od siebie, wtorkowy obiad myśmy fundowały – Iwona Magdziarz tłumaczy jak działa taka pomoc.
Zasadą U mamy jest to, że nie ma stałego menu, produkty, które trafiają do magazynu są powodem powstania zup i drugich dań. Taki był pomysł na lokal i konsekwentnie panie się tego trzymają. I tak też powstają posiłki dla uchodźców.
Wspierać akcję można cały czas, choć pani Iwona z doświadczenia wie, że taki zapał i solidarność pewnie niedługo się skończy.
– Pomaganie jest trudne, wymaga czasu i koordynacji. Układ z Okopami jest modelowy, obie strony wiedzą co trzeba robić i czego potrzeba. Nic się nie zmarnuje. Tak powinna robić gastronomia, która chce wspierać, szukać konkretnego odbiorcy i być z nim w kontakcie – dodaje koordynatorka z chełmskiej restauracji.
Pomaganie mimo wszystko
– Robię niemal wszystko zdalnie, telefon nie przestaje dzwonić. Ale jest to możliwe, bo bardzo się w pomoc zaangażowali strażacy z OSP w Okopach i Dorohusku. Nie mówiąc o mieszkańcach Okop i okolic, którzy pracują w magazynie sortując napływające rzeczy – tłumaczy Agata Radzięciak, która od kilkunastu lat należy do ochotniczej straży.
Zdalne zarządzanie transportami, wolontariuszami, materacami, kubkami termicznymi i soczkami w kartonach to efekt zwolnienia lekarskiego na którym jest nauczycielka. W zeszłym tygodniu ponownie oddawała szpik kostny dla swojego genetycznego bliźniaka. Paradoksalnie to mały chłopiec z Rosji. Pierwsze pobranie było latem zeszłego roku, teraz lekarze zadecydowali o potrzebie ponownego zabiegu.
– Czuję się dobrze, tylko szybko męczę – mówi dawczyni komórek macierzystych.
PS. Tytuł tekstu jest cytatem z wpisu na profilu restauracji po poniedziałkowym dostarczeniu 60 porcji krupniku, ufundowanych przez dwie anonimowe kobiety. Zaprzyjaźniona z lokalem Ukrainka, od wielu lat mieszkająca w Chełmie, zasponsorowała pieczywo, które przyniosła poporcjowane i gotowe do wysyłki.