Piwnica Galerii Labirynt w Lublinie to miejsce, w którym przeważa dziecięcy śmiech. Mali ukraińscy uchodźcy mogą się tu pobawić, pooglądać bajki czy spędzić czas na warsztatach plastycznych.
– Mamy tu świetlicę. Są zabawki, planszówki, artykuły plastyczne. To miejsce przyjazne dla dzieci, żeby te swoje emocje wyciszyć i przełączyć się na inną falę – opowiada mi Oleksandra Orkusha, a w tym czasie przy stole odbywają się warsztaty z sadzenia roślinek. Dzieci wsypują ziemię do doniczek, a potem wkładają do środka zioła i kwiatki.
Uchodźcy z Ukrainy, którzy uciekli do Lublina ze swoimi dziećmi, mogą je przyprowadzać do Galerii Labirynt. Po wypełnieniu formularza mogą zostawić dzieci pod opieką animatorów, a w tym czasie załatwiać jakieś swoje sprawy. Nie muszą za nic płacić. Świetlica jest czynna od dzisiaj w godzinach od 9 do 16. W sobotę i niedzielę między 12 a 16.
Kiedy dzieci grają z wolontariuszami w kalambury, rozmawiam z dwoma mamami, które przyprowadziły tu swoje pociechy.
– Przyjechałam z Kijowa do Lublina ze swoją 5-letnią córką. Mój mąż został w Ukrainie, jest w wojsku – mówi pani Swietłana, z trudem tłumiąc emocje. Dodaje, że ma kontakt z mężem, ale bardzo krótki i urywany. – Po prostu pisze mi przez aplikację Telegram, że żyje.
W Polsce pomoc zaoferowała im mieszkanka Lublina. – Bezpłatnie oddała mieszkanie dla mnie i jeszcze dwóch innych rodzin, które ze mną przyjechały – mówi Swietłana.
Razem z nią z Kijowa przyjechała tu z dwójką dzieci pani Alona. – W Ukrainie został mój mąż i starsi rodzice. Jest nadzieja. Wierzę, że wszystko będzie dobrze – mówi.
Dla każdej z nich opowiadanie o tym, co dzieje się w ojczyźnie, jest szalenie trudne. Na korytarzu spotykam kolejną zapłakaną kobietę rozmawiającą przez telefon. Mówi mi, że martwi się o swoją rodzinę, która została w Kijowie. Pomaga też w transporcie przez granicę, cały czas jest w kontakcie z osobami, które stoją w wielogodzinnych kolejkach z dziećmi. Dlatego trudno jej opanować emocje.
Kobiety na każdym kroku podkreślają jak bardzo są wdzięczne za okazaną im w Polsce pomoc.
13-letni Władysław jest synem Alony. – Dziękuję wszystkim osobom, które tu spotkałem i nam pomogły. Nie oczekiwaliśmy, że dostaniemy tu takie wsparcie. Bardzo podoba mi się w Lublinie. Wolałbym poznawać was w innych okolicznościach, ale jestem bardzo wdzięczny za pomoc.
Z dziećmi w Piwnicy Galerii Labirynt pracują wolontariusze. Kinga Dziadowicz jest z Opatowa, a w Lublinie studiuje animację kultury. We wtorek była tu po raz pierwszy. Kiedy zobaczyła dzieci jedzące chipsy, pokroiła im owoce i zachęcała do jedzenia.
– Koleżanka wzięła mnie do tablicy. Wysłała mi wiadomość o tym, co tutaj się dzieje. Stwierdziłam, że przyjdę i pokażę, że nie jestem obojętna. Mogę poświęcić moje dzisiejsze zajęcia, ale pomogę – mówi Kinga.