Jest ich piętnaście. Pasjonują się piłką nożną. Ale nie kibicują męskim drużynom. Grają same. Dziewczyny z Uczniowskiego Klubu Sportowego Dystans.
Dziewczyny spotykają się dwa razy w tygodniu na stadionie przy ul. Lubelskiej. Zimą trenują w hali sportowej.
Do "Dystansu” trafiły w podobny sposób. - Kilka dziewczyn dowiedziało się o klubie od swoich nauczycieli - mówi Monika Szewczuk. - Pozostałe trochę grały z chłopakami, albo miały koleżanki w zespole.
Pierwsze szlify piłkarskie zdobywały na podwórkach. - Z czasem okazywało się, że gramy lepiej od kolegów - śmieje się Natalia Pilipczuk - Później piłka nożna wciągnęła nas do reszty.
Rodzice na początku sceptycznie odnosili się do ich pasji. - Pytali, czy nie możemy sobie znaleźć lepszego zajęcia - mówi Karolina Podgórska - Teraz już się przyzwyczaili, ale gdy zdarzają się kontuzje to strasznie się wkurzają.
Co prawda, na boisku do tej pory obyło się bez poważniejszych urazów. Ale przez granie w piłkę większość zawodniczek ma kłopoty z kolanami. - Parę z nas trenowało jeszcze boks i karate, więc nie przejmujemy się takimi drobnymi kontuzjami - przyznaje Monika Szewczuk.
Dziewczyny mówią, że na szczęście nie muszą wiele dopłacać do swojej pasji, ale mają dużo gorzej niż zawodniczki np. z Krasnegostawu. - Na działalność tej drużyny mamy tylko 2, 5 tys. zł rocznie - mówi Piotr Kapeluszny, prezes "Dystansu” - to kropla w morzu potrzeb. Za taką kwotę nie ma co marzyć o profesjonalnej grze. Brakuje dosłownie na wszystko.
Piłkarki za swoje pieniądze muszą kupować np.: buty halówki. - Takie, które nie rozlecą się po kilku meczach kosztują około 100 zł - mówi Karolina Sabarańska - czasem rodzice dorzucają parę groszy do wyjazdów. Nie narzekają zbytnio, bo wolą to, niż żebyśmy miały siedzieć pod blokiem.
Za to na brak dopingu, piłkarki nie mogą narzekać. - Kibicują nam koledzy, koleżanki ze szkoły i rodzice - wylicza Monika - mamy też kilkuosobowy fanklub. Na mecze przychodzą z transparentami. To chyba najlepsza motywacja do gry.