Wczoraj prokuratura ujawniła, że owczarek, którego mercedes przez pięć kilometrów wlókł po asfalcie, wcześniej został postrzelony. Weterynarz wyjął z jego ciała cztery śruciny.
Przypomnijmy. W drugi dzień świąt anonimowy informator powiadomił policję, że między Siedliszczem i Brzezinami (pow. chełmski) kierowca mercedesa ciągnie za samochodem uwiązanego sznurkiem za łapę owczarka.
Funkcjonariusze znaleźli na poboczu ranne zwierzę. Wkrótce zatrzymali 43-letniego mieszkańca Marynina Mieczysława K.
Mężczyźnie postawiono zarzut znęcania się nad zwierzęciem ze szczególnym okrucieństwem. Nie przyznaje się do winy. Tłumaczy, że kiedy "ktoś” wlókł psa za samochodem, on robił zakupy na stacji paliw. Dlatego policjanci postanowili przejrzeć zapis z zainstalowanej tam kamery.
Tymczasem prowadząca sprawę prokurator zapewnia, że zebrała dość materiałów, aby sporządzić akt oskarżenia. - Policja ustaliła już anonimowego informatora i go przesłuchała - mówi Barbara Guz-Skibińska z Prokuratury Rejonowej w Chełmie. - Mamy sznurek, którym zwierzę było przywiązane do samochodu, próbkę krwi psa, zebrane w samochodzie ślady biologiczne do badań DNA. Oprócz tego cztery śruciny i wiatrówkę.
Psa nie udało się uratować. W postępowaniu sądowym oskarżycielem posiłkowym chce być Krystyna Sroczyńska, prezes Fundacji dla Ratowania Zwierząt Bezdomnych "Emir”. Mieczysławowi K. grozi nawet do dwóch lat więzienia.