Ktoś straszył właścicieli sklepów śmiercią i żądał okupu. W czwartek szantażystów dopadła policja. Dwóch ma po 14 lat, a prowodyr 13.
- Kartkę znalazłam za okienną kratą sklepu - mówi pani Krystyna, właścicielka sklepu. - Chcieli 600 zł i grozili śmiercią. Pieniądze miałam położyć pod kamieniem przy sklepie. Wystraszyłam się. Kartkę zaniosłam na policję.
Od drugiego ze sklepikarzy szantażyści żądali dwóch tysięcy złotych. Po pewnym czasie mężczyzna zaczął też odbierać telefony z pogróżkami.
Policja wszczęła śledztwo, ale już w grudniu je umorzyła. Powód: niewykrycie sprawców. Wydawało się, że sprawa nie znajdzie wyjaśnienia. Aż do ostatniego czwartku.
- Dotarły do nas nowe informacje w tej sprawie. Dzięki nim wytypowaliśmy sprawców - mówi Andrzej Wołos z włodawskiej policji.
- To miejscowi gimnazjaliści. Jeden z nich ma 13 lat. Jego koledzy po 14. Wszystko wskazuje na to, że prowodyrem był najmłodszy z nich. Przyznał, że sam pisał kartki i telefonował, a koledzy byli tylko świadkami.
Potem nastolatkowie podrzucali kartki do sklepów. A swoje wyskoki sfilmowali telefonem komórkowym. Policja ma ten film. Widać na nim, jak jeden z chłopców w kominiarce kręci się przy sklepie. Następnie wkłada coś za wycieraczkę zaparkowanego przy budynku auta. Prokuratura zakazała udostępnienia filmu dziennikarzom.
- Ci chłopcy podczas rozmowy z policjantami zapewniali, że chodziło im o żart. Byli przekonani, że adresaci kartek też tak to odczytają. Dlatego, jak sami mówią, nie sprawdzali nawet, czy we wskazanym przez nich miejscu szantażowani rzeczywiście położyli pieniądze - dodaje Wołos.
Sprawcy dowcipu odpowiedzą za swój czyn przed sądem dla nieletnich.
- Była u mnie matka jednego z nich - mówi szantażowana właścicielka sklepu. - Pytała, czy chcę, żeby jakoś ukarać syna. Ale ja nie mam zamiaru się mścić. Mam nadzieję, że to się nigdy więcej nie powtórzy.