Z mieszkania przy ul. Lipowej zabrano poranioną kobietę. 46-letnia Izabela S. miała poparzone 70 proc. ciała.
Tego samego dnia ogień został zaprószony także w pomieszczeniu socjalnym oddziału paliatywnego miejscowego szpitala. Prawdopodobnie zaangażowani tam do pracy więźniowie pozostawili włączoną frytkownicę. Na miejsce przyjechały dwa zastępy strażaków. Na szczęście ogień nie zdążył się rozprzestrzenić i nawet nie było potrzeby ewakuowania pacjentów.
- W takich sytuacjach musimy spodziewać się najgorszego - usłyszeliśmy od jednego z włodawskich strażaków. - Na domiar złego ogniskiem pożaru było pomieszczenie socjalne, gdzie gromadzi się wiele łatwopalnych rzeczy. Na przykład robocze ubrania, które tam znaleźliśmy najpierw by się tliły, po czym zajęły żywym ogniem. Gdyby ktoś nie poczuł dymu mogłoby dojść do tragedii. (bar)