Cztery nauczycielki z Krasnegostawu chcą poświęcać swój wolny czas dzieciom. Tym, które wychowują się w rodzinach z problemami. Gdzie ubóstwo, konflikty i niezrozumienie mogą prowadzić do przemocy. Wiedzą, że nie rozwiążą wszystkich problemów. Ale lepiej zrobić cokolwiek, niż nic.
Chodzi o to, aby wniknąć w ich środowisko, zdobyć zaufanie, spędzać czas z dziećmi, podpowiadać rodzicom wyjścia z konfliktowych sytuacji. Czasem ich źródłem jest alkohol, czasem nieporadność i bieda. Bez względu na to, gdzie leży problem, nierozwiązany może doprowadzić do sytuacji, w której najbardziej poszkodowani będą najbardziej bezbronni. Dzieci. - Jeśli pozostawimy bez pomocy rodziny zagrożone wykluczeniem społecznym, problem będzie narastał - przekonuje Małgorzata Stafijowska, jedna z wolontariuszek. - Dzieci przeniosą go do szkoły, a gdy dorosną, także do swoich rodzin. Trzeba przerwać ten krąg. Dowiedzieć się, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami mieszkań. Wejść tam zanim będzie za późno.
Na razie jest ich cztery. Poza panią Małgosią także: Dorota Bańka, Krystyna Malec i Monika Rybczyńska. Wszystkie uczą w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym. - Impulsem były kolejne, coraz liczniejsze doniesienia o przemocy wobec dzieci - mówi Stafijowska. - Pomyślałyśmy, że dobrze byłoby zrobić coś, aby takich przypadków było jak najmniej. Nie zbawimy świata, ale to będzie taka nasza mała cegiełka.
Swój pomysł realizują w oparciu o działające już w szkole koło wolontariatu. Rozpoczynając pracę wiedziały, że niewiele zdziałają bez wsparcia miejscowego MOPS. To ośrodek wytypował rodziny i wprowadził do nich z pomocą pracowników socjalnych wolontariuszki. Rodziny wskazane przez pomoc społeczną musiały zgodzić się na wizyty wolontariuszy. - Jeśli ktoś odmówił, możemy się tylko domyślać, że ma coś do ukrycia - mówi pani Małgorzata. - Ale nie możemy działać wbrew ich woli. Dopiero zaczynamy, więc mam nadzieję, że z czasem będziemy pokonywać i te bariery.
- Każdego wolontariusza witamy z otwartymi ramionami - mówi Jadwiga Zajączkowska, dyrektor MOPS. - Wiadomo, że potrzebujących wsparcia jest wielu, a pracowników ciągle za mało. Na jednego przypada sto rodzin. W takiej sytuacji pomoc wolontariuszy, którzy systematycznie będą pracować z konkretnymi rodzinami, jest bardzo potrzebna.