– Rolnik bez dochodu, prawie jak bezdomny. Trzyma około 10 sztuk bydła. Brakuje dla nich paszy, a w oborze nie ma dachu i okien. Nie wiem, jak w obecnych warunkach te zwierzęta sobie radzą – napisał czytelnik w emailu do naszej redakcji
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
Pan Piotr, o którym mowa mieszka w miejscowości Marysin Kolonia (gm. Rejowiec). Z emaila wynika, że już w poprzednim roku z głodu padło mu kilka sztuk bydła. Czytelnik uważa, że skoro gospodarz nie radzi sobie z utrzymaniem zwierząt, to należałoby mu je zabrać, sprzedać a pieniądze zwrócić właścicielowi.
Sprawę rolnika doskonale zna Cezary Świerczyński, sołtys Marysina. – Był czas, że jego stado nie było nawet zarejestrowane. Za niego załatwiliśmy paszporty dla jego bydła. Sam osobiście woziłem tego pana do fotografa, by w końcu wyrobił sobie dowód osobisty. Nie byliśmy natomiast w stanie nakłonić go, by zaczął na swojej ziemi gospodarować oraz płacić ubezpieczenie i podatki. Podobnie było ze składaniem wniosków o dopłaty bezpośrednie. Ten człowiek po prostu sobie nie radzi, ale też nie chce pomocy. Przed świętami odmówił nawet przyjęcia paczki żywnościowej, którą przywieźli mu strażacy.
Pana Piotra nie zastaliśmy w domu, ale jak udało nam się ustalić, jest bardzo przywiązany do swoich zwierząt i stara się o nie dbać. Zbiera butelki i puszki, by kupić zwierzętom paszę. W okolicy oczyścił z siana już niemal wszystkie opuszczone stodoły. Zwoził je w płachcie na rowerze z odległości nawet około 8 kilometrów. Czasem pomogą mu sąsiedzi. Podrzucą mu trochę siana czy wysłodków.
– Niestety cierpliwość ludzi jednak powoli już się kończy – uważa sołtys Świerczyński. – Zaczynają się denerwować i pytają dlaczego wciąż pomaga się panu Piotrowi, kiedy w gminie są osoby, które również potrzebują pomocy.
Mężczyznę dobrze kojarzy także Tadeusz Górski, burmistrz gminy i miasta Rejowiec. – Pomagaliśmy temu panu i będziemy mu nadal pomagać, chociaż przyznaję, że z mieszanymi uczuciami – mówi Górski. – Poprawiliśmy mu oborę, podsyłaliśmy paszę. Dostałby od nas więcej pod warunkiem, że ograniczyłby wielkość stada. Chociaż mi to obiecał, to nie dotrzymał słowa, a moich pracowników przegnał wymachując siekierą. Sprowadzony przez nas kupiec musiał odjechać z niczym.
Burmistrz tłumaczy, że ewentualne odebranie rolnikowi bydła należy do służb weterynaryjnych i Straży Ochrony Zwierząt, a jego ustawowym obowiązkiem jest zagospodarowanie zwierząt. – Wielokrotnie odwiedzaliśmy gospodarstwo Piotra B. – mówi Jarosław Kryszczuk, komendant Chełmskiej Straży Ochrony Zwierząt. – Ani myśli oddać nam przynajmniej część zwierząt. Twierdzi, że tylko dla nich żyje. A jeśli ktokolwiek odbierze mu je siłą, to on się powiesi. Nikt nie chce mieć go na sumieniu.