Utrzymywanie psa w nieodpowiednich warunkach oraz jego porzucenie, zarzuca właścicielowi stacji paliw w Stołpiu, Straż dla Zwierząt. Inspektorzy złożyli w prokuraturze zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.
Mimo kilkakrotnych upomnień, właściciel stacji nie zrobił nic, aby poprawić warunki życia zwierzęcia. W końcu pies zniknął, a strażnicy powzięli podejrzenie, że został zabity albo porzucony.
Tłumaczenie właściciela, że odwiózł go do schroniska i zostawił przywiązanego przy bramie, nie znalazło potwierdzenia. Pies bowiem do schroniska, jak zapewnia administrator tej placówki, nie dotarł.
Naszym artykułem zainteresował się Grzegorz Gorczyca, prezes Automobilklubu Chełmskiego. To on zorganizował w środę spotkanie, w którym wzięli udział m.in. inspektorzy Straży dla Zwierząt w Lublinie i przedstawicielki chełmskiego koła Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
- Uważam, że nagłośnienie tej sprawy dobrze się przysłuży i zwierzętom, i właścicielom, którzy nie zawsze pamiętają o tym, że zwierzę nie jest rzeczą - mówi Gorczyca. - Ja sam będę apelował do członków i sympatyków naszego automobilklubu, żeby stację w Stołpiu omijali dużym łukiem. Nie chcemy tam tankować!
Tej wygłoszonej publicznie deklaracji nie skomentował w żaden sposób obecny na spotkaniu właściciel (konkretnie, ajent) stacji paliw w Stołpiu. Zapewniał za to, podobnie jak podczas poprzedniej rozmowy z Dziennikiem, że psa nie głodził, a jego karmienie zlecił swoim pracownicom z działającego przy stacji baru.
- Mimo przekonania, że w schronisku psu będzie gorzej, zastosowałem się do polecenia straży i go tam odwiozłem - mówi mężczyzna. - Nikt nie wpuścił mnie do środka, więc przywiązałem go do bramy i odjechałem. Uważałem, że w schronisku są na pewno jacyś pracownicy, którzy się nim zajmą.
Mężczyzna przyznał, że nie interesował się już dalszym losem zwierzęcia. Uznał, że zrobił wszystko, co w tej sytuacji mógł zrobić.
Inaczej widzą to inspektorzy ze Straży dla Zwierząt. Uważają, że mężczyzna psa porzucił. Chcą, aby odpowiedział za to, w jakich warunkach trzymał go przez, jak się okazało, trzy lata.
- Zarówno porzucenie, jak i trzymanie zwierzęcia w nieodpowiednich warunkach, to w myśl ustawy o ochronie zwierząt, przestępstwo. Dlatego zdecydowaliśmy się złożyć zawiadomienie w prokuraturze - mówi Monika Belka ze Straży dla Zwierząt w Lublinie.
Drugi z inspektorów, Paweł Plenkiewicz dodaje: Ten pan twierdzi, że karmił psa, ale my widzieliśmy, jak on wyglądał, w jakich warunkach żył i jak łapczywie połykał jedzenie, które mu daliśmy - mówi Plenkiewicz. - To, że o tym zdarzeniu mówimy, nie zmierza do tego, aby pognębić właściciela. Chodzi o dobro zwierzęcia. Nie wiemy, co się stało z psem, ale jego zniknięcie nie zamyka sprawy.