Hieronim Pakulski z Warszawy ma 85 lat. Mimo podeszłego wieku bez wahania wskazał w Chełmie klatkę schodową budynku przy al. Piłsudskiego, gdzie w grudniu 1944 r. był przesłuchiwany i torturowany przez funkcjonariuszy z NKWD i Informacji Wojskowej. Spośród nich zapamiętał wówczas młodych poruczników… Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka.
Hieronim Pakulski to syn zamordowanego przez sowietów w Twerze przedwojennego komendanta policji w powiecie warszawskim. W 1940 roku wraz z matka i siostrą zamieszkał u rodziny w Chełmie. Tu przystał do młodzieżowej organizacji konspiracyjnej "Związek Walki Młodych”.
Z czasem został żołnierzem oddziału AK "Sędzimira”, czyli Zygmunta Szumowskiego. Przyjął pseudonim "Zygfryd”. Po rozformowaniu oddziału w Turobinie powrócił do Chełma i w sierpniu 1944 roku wstąpił do Oficerskiej Szkoły Artylerii. Po kilku miesiącach został aresztowany pod zarzutem udziału w konspiracji niepodległościowej.
Do Chełma Pakulski wrócił, aby się spotkać z Jerzym Masłowskim, miejscowym historykiem. Zainteresowały go publikacje Masłowskiego na Temat "Młota”, czyli Henryka Lewczuka.
– Mój gość zaskoczył mnie nie tylko relacją ze spotkania z Kiszczakiem i Jaruzelskim – mówi Masłowski. – Osobiście wskazał mi miejsce, gdzie był więziony. To były piwnice dawnego szpitala psychiatrycznego. Widoczne są tam jeszcze zamurowane okna piwniczne, za którymi znajdowały się cele więzienia NKWD. Dla mnie, historyka, to wręcz sensacyjna informacja.
"Wieczorem wsadzili mnie do samochodu i wywieźli, jak się potem zorientowałem do szpitala psychiatrycznego w Chełmie Lubelskim gdzie usadowiły się służby NKWD i Informacji Wojskowej. Był 8 grudnia 1944 roku. Wrzucili mnie do piwnicy, do której po otwarciu żelaznych drzwi schodziło się po kilku stopniach na dół. Spadłem na ten beton skrajnie wyczerpany.
Był półmrok. Po jakimś czasie doczołgał się do mnie żołnierz, zarośnięty, z wąsami, w bardzo porwanym mundurze sierżanta. Patrzył na mnie i poznał. Był to starszy kolega ze Szkoły Oficerskiej z drugiego plutonu naszej baterii. Spotkałem się z nim już w 1943 roku w IV Rejonie AK w Rejowcu, gdzie byłem wielokrotnie.
Okazało się, że już pod koniec listopada został aresztowany, ale miał na tyle szczęście, że nie przeszedł tak strasznego śledztwa jak ja. Trafił od razu do siedziby katów w Szpitalu Psychiatrycznym, gdzie tak bardzo nie katowali. W rozmowie wiele informacji przekazał mnie o aresztowanych kolegach” – czytamy w relacji, którą "Zygfryd” pozostawił Masłowskiemu.
Wynika z niej też, że Pakulski i jego towarzysze niedoli więzieni byli w dużym pomieszczeniu piwnicznym, wilgotnym, z małym okienkiem pod sufitem i z lampką oliwną ledwo rozświetlająca mrok. W tych warunkach przetrzymywano i głodzono jednocześnie około 70 osób.
Co raz kogoś wywlekano na zewnątrz i już do celi nie wracał. Więzieni niemal codziennie słyszeli dobiegający od strony szosy z Chełma do Rejowca karabinowe strzały.
W Chełmie Pakulski przeszedł tortury, a nawet fikcyjną egzekucję. W końcu 16 stycznia żołdacy wywlekli go z celu i wraz z kilkoma innymi więźniami zawieźli na dworzec kolejowy. Stamtąd trafił do obozu w Skrobowie, po czym został wywieziony na Sybir. Do kraju wrócił w 1946 r.
W stopniu kapitana wciąż udziela się w warszawskim środowisku kombatanckim. A będąc w Chełmie udostępnił muzeum kolekcję archiwalnych zdjęć, które wykonał w Chełmie podczas okupacji i zanim został aresztowany. Jacek Barczyński