Olejne obrazy, chorągwie, ornaty, stuły oraz fragmenty starych tkanin zdobionych złotymi, bądź srebrnymi koronkami. Nie wiadomo jak długo te zabytkowe przedmioty schowane były w ścianie świątyni. Zagadką jest też, kto i po co je tam ukrył.
– Naszymi podejrzeniami, że za spękaną ścianą może się coś znajdować, podzieliliśmy się ze Stanisławą Rudnik z urzędu ochrony zabytków oraz Stanisławem Gołubem, archeologiem – mówi Andrzej Nowosad, zastępca przewodniczącego Rady Parafialnej. – Najpierw zgodziliśmy się, że należy przewiercić się przez ścianę, aby umożliwić wprowadzenie kamery termowizyjnej.
Wcześniej za pomocą georadaru Gołub sprawdził, że za ścianą znajduje się wolna przestrzeń. Następnie zdecydowaliśmy się wyjąć jedną cegłę, po czym dwie następne. A to już pozwoliło wydobyć ze środka pochodzące z feretronu malowidło. Koniec końców odsłonięta została cała nisza.
– Naszym oczom ukazało się... śmietnisko – mówi Rudnik. – W czterech piątych nisza wypełniona była gruzem, sianem i zbutwiałą tkaniną. To co najciekawsze: obrazy, ornaty czy stuły było na samym spodzie.
Rudnik podejrzewa, że w nieznanych okolicznościach ktoś chciał te przedmioty ukryć, skoro w prymitywny sposób, ale jednak starał się je zabezpieczyć. Popełnił przy tym kardynalne błędy, chociażby składając zamalowane płótna na czworo.
Odkryta nisza znajduje się w pomieszczeniu, w którym aktualnie konserwatorzy odnawiają polichromię. W obawie przed zagrzybieniem, czy zainfekowaniem tego wnętrza wszystkie znalezione przedmioty zostały przeniesione do innego pomieszczenia. Niedługo obejrzy je konserwator zabytków z Lublina. Na podstawie jego opinii zostaną podjęte decyzje, które z odzyskanych zabytków ze względów artystycznych, bądź historycznych zasługują na zachowanie i konserwację. Po tym zabiegu wzbogacą zbiory muzeum parafialnego.