Po decyzji minister edukacji o przeniesieniu podopiecznych Niepublicznego Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Rejowcu do innych placówek wydawało się, że los tego ośrodka jest przesądzony. Tymczasem wciąż trwa.
Nie poddajemy się – mówi Monika Tofil, dyrektor NMOW. – W ośrodku kontrola goni kontrolę. Właśnie zapowiedziano mi trzecią. Jesteśmy na to otwarci, nie mamy niczego do ukrycia.
NMOW współpracuje także z Ośrodkiem Rozwoju Edukacji przy MEN. Na miejsce przyjechało dwóch jego przedstawicieli, aby przeprowadzić cykl szkoleń pracowników merytorycznych. Przede wszystkim chodzi o podniesienie ich kwalifikacji. To jeden z elementów przyjętego planu naprawczego w placówce.
– Po świątecznym urlopie wróciło do nas już 49 wychowanków (przed interwencją MEN było ich ok. 150 – red.) – dodaje Tofil. – Nie wyobrażam sobie, aby teraz ktoś chciał ich zabierać z Rejowca siłą. Wiem też, że niektórzy z tych, którzy zostali zabrani, też chcą do nas wrócić.
Jeszcze przed świętami pozostali w ośrodku wychowankowie, szczególnie chłopcy, na wieść o przeniesieniu do innych placówek zapowiedzieli wręcz bunt. Z kolei ci urlopowani na święta, aby uniknąć przeniesienia, załatwiali sobie zwolnienia lekarskie lub uciekali z domów. W końcu na wieść, że nikt już nikogo z Rejowca nie zabiera, zaczęli tam wracać.
Monika Tofil nie ukrywa, że także pod względem finansowym nastał trudny czas dla ośrodka. Otrzymywana za pośrednictwem starosty comiesięczna subwencja jest pochodną liczby dzieci w ośrodku. Tymczasem tych dzieci przebywa tam obecnie trzy razy mniej niż przed świętami. Jednocześnie Tofil nie zwolniła dotąd ani jednej osoby spośród 64-osobowej kadry. Ze swojej strony docenia i to, że mimo trudnej sytuacji i wciąż niepewnej przyszłości ośrodka nikt z podległego jej zespołu nie zrejterował.
Decyzję o zabraniu podopiecznych rejowieckiego ośrodka minister podjęła po serii agresywnych zachowań z udziałem wychowanków. Między innymi w lutym 15-letni wychowanek został pobity i skopany przez starszych kolegów. Niespełna miesiąc później inny 16-latek podczas spaceru zaatakował przechodnia. Złamał mu nos. W ośrodku miało też dochodzić do samookaleczeń, rozbojów, znęcania się ze szczególnym okrucieństwem oraz znieważania.
– Wszystkie te przypadki natychmiast zgłaszaliśmy policji – tłumaczy Tofil. – Niestety, w takich ośrodkach jak nasz dochodzi do tego rodzaju zdarzeń. Tym bardziej, kiedy sądy z różnych powodów kierują do nas osoby, których miejsce jest w zakładach psychiatrycznych czy poprawczakach.
Nowe kłopoty
Jak podało wczoraj Radio Lublin, podopieczny Niepublicznego Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Rejowcu pod wpływem środków psychoaktywnych trafił do szpitala. Lubelska kurator oświaty Teresa Misiuk w trybie pilnym wysłała do ośrodka wizytatorów.