17-latka z powiatu chełmskiego popełniła samobójstwo tuż po śmierci księdza ze swojej parafii. Ojciec dziewczyny przyznaje, że nastolatka kochała księdza, ale nie tak "jak ludzie sobie myślą". – Ksiądz nas osobiście zapewnił, że nigdy ślubów nie złamał – relacjonuje jego słowa "Super Tydzień Chełmski".
Tak jak pisaliśmy w ubiegłym tygodniu 17-latka zaginęła 26 kwietnia. Po dwóch dniach poszukiwań jej ciało odnaleziono w lesie. Dziewczyna targnęła się na swoje życie.
Proboszcz miejscowej parafii zmarł kilka dni przed jej zaginięciem. Ksiądz chorował, a zmarł na zawał serca. Mama 17-latki opowiada dziennikarzom "Super Tygodnia", że kiedy córka się o tym dowiedziała, bardzo to przeżyła. Nie poszła do szkoły. Mama zdołała ją namówić na wyjazd na lekcję nauki jazdy w Chełmie, ale tam dziewczyna już nie dotarła. Pojechała do lasu Borek na obrzeżach Chełma, gdzie popełniła samobójstwo.
Jak czytamy w "Super Tygodniu Chełmskim", w liście pożegnalnym zostawionym w swoim pokoju dziewczyna napisała, że nie potrafi żyć bez księdza i jego przyjaźni.
Rodzice przyznają, że dziewczyna często widywała się z księdzem, miała nawet swój pokoik na plebanii, gdzie czasami nocowała, żeby opiekować się chorym kapłanem. Nastolatka pomagała na plebanii, była też lektorką w kościele. W domu rodzinnym miała też gorsze warunki do nauki.
Rodzice jednak stanowczo zaprzeczają, że córkę z księdzem łączyła jakaś inna relacja. Plotki na ten temat szybko pojawiły się w lokalnym środowisku. – Przez to ludzkie gadanie targnęła się na życie. Już wcześniej przejmowała się tym, że ksiądz ją od siebie odpycha, że przez nią cierpi – złoszczą się rodzice.
Podczas pogrzebu 17-latki głos zabrał jej ojciec. Powiedział wprost, że wszystkie pomówienia i oszczerstwa powtarzane przez ludzi nie są prawdą.