Dom Wydawniczy "Rebis”
Myślałam, że o Marku Hłasce, znakomitym pisarzu, mężczyźnie-legendzie, idolu swojego pokolenia wiadomo niemal wszystko. Otóż nie. Barbara Stanisławczyk zadała sobie sporo trudu, by stworzyć rzetelny, a przy okazji naprawdę intrygujący portret Hłaski.
Punkt wyjścia, idea tego przedsięwzięcia mogą zdawać się banalne – Marek Hłasko widziany przez pryzmat jego miłosnych, erotycznych związków. Ale już skutek banalny nie jest. Poznajemy bowiem prawdziwego mężczyznę, z krwi i kości. Mężczyznę, który kochał, ranił, zdradzał, oszukiwał, zwodził. Był próżny, pozwalał się wielbić, ale też nieustannie szukał miłości, akceptacji, zrozumienia. U kobiet i u mężczyzn.
Kogo kochał naprawdę? Czy Agnieszkę Osiecką, nazywaną przez niego "Panną Czaczkes” i najlepszym przyjacielem. Czy Sonię Zieman, swoją żonę, którą potrafił zwyzywać od gestapówek? Czy też piękną Żydówkę Esther Steinbach, która stała się pierwowzorem bohaterki jednego z jego opowiadań?
A może to Jerzy Andrzejewski, Jarosław Iwaszkiewicz, Henryk Bereza byli prawdziwymi miłościami życia Hłaski?
Nie ma wątpliwości, że oni kochali go bardzo, miłością wcale nie platoniczną. Nie ma też wątpliwości, że ta miłość Hłasce przynajmniej schlebiała. Że potrzebował ich adoracji, zachwytu i skwapliwie korzystał z ich pomocy.
Znakomicie udokumentowana, napisana w trochę reportażowym stylu książka Barbary Stanisławczyk nie ocenia, nie epatuje sensacją. Pokazuje natomiast kawałek fantastycznej historii. Historii, w której najważniejsi są ludzie i ich emocje. A literatura jest nie mniej ważna od samego życia.