Czy w dzisiejszych czasach jest jeszcze coś do odkrycia? Odpowiedź brzmi - tak, a dowodem na to jest książka Hugh Thomsona pt. "Biała Skała.
Do ruin Llactapaty, na początku XX w. jako pierwszy gringo dotarł Hiram Bingham, amerykański odkrywca i samozwańczy archeolog, ten który szukając ostatniej stolicy Inków odkrył dla świata Machu Picchu. Jednakże ruiny, o których mowa jako mniej spektakularne zostały przez niego potraktowane po macoszemu i nie zostały prawidłowo naniesione na mapę. W późniejszym okresie organizowano jeszcze kilka dużych wypraw mających na celu dotarcie do tego zgubionego miasta - bezskutecznie.
Trzech młodych londyńczyków dokonuje tego co nie udało się przez lata poważnym ekspedycjom, w dużej mierze dzięki temu, że żaden z nich nie był profesjonalnym archeologiem. Wydaje się, że to jest właśnie cecha, która sprawia, że książka Thomsona mimo całego swego bogactwa faktograficznego, przypisów i obszernej bibliografii jest po prostu fascynującą opowieścią.
Autor wolny od rygoru akademickiej tresury jest zdolny do zaskakujących spostrzeżeń, które dopiero z czasem weszły do kanonu myślenia o kulturze Inków. "Zobaczywszy kilka tutejszych ukrytych zabytków”, nie mógł się oprzeć wrażeniu, "że szesnastowieczną kulturę Inków cechowała niezwykła obsesja na punkcie piękna gór - która w kulturze europejskiej pojawiła się dopiero kilkaset lat później”.
Potem dodaje jeszcze, że Inkom nie chodziło nawet o same piękne widoki, ale takie które dodatkowo odsłaniają coś istotnego. Takie myślenie pozwoliło autorowi dostrzec rzeczy niewidoczne dla wpatrzonych w ziemię zawodowych archeologów.
Wyjątkowość książki polega także na tym, że nie jest to faktograficzny, reporterski zapis jednej podróży, a opis ponad 20 lat pracy badawczej. Stąd też jej zbliżona do cegły waga i to bynajmniej nie jest wada, a wręcz zaleta. Pełna humoru i swoistego angielskiego luzu pochłania bez reszty.
Autor wielokrotnie powracał do Peru gnany młodzieńczą fascynacją Indianą Jonesem, do której sam się zresztą przyznaje już na początku opowieści i postacią Hirama Binghama, którego próbuje odczernić i w pewnym sensie usprawiedliwić. Zresztą tak samo jak i odkrywca Machu Picchu jest początkowo traktowany przez środowiska akademickie trochę jak parias. Jego determinacja i celność działania pozwalają mu jednak zaskarbić sobie uznanie hermetycznego środowiska. W końcu staję się personą uznaną wśród badaczy historii prekolumbijskiej.
Thomson jest także bystrym obserwatorem życia codziennego mieszkańców Andów. Tygodnie spędzone wśród potomków Inków w osadach na krańcu znanego świata są przyczynkiem wielu bardzo trafnych spostrzeżeń dotyczących ludzkiej natury. Jako, że autor ciągle przecina utarte szlaki wydeptane przez backpackerów, którzy zaczęli docierać do Peru w latach 70. jego opowieść staje się lustrem, w którym mogą się przejrzeć zwykli turyści.
O dziwo, w przeciwieństwie do wielu innych podróżników Thomson nie krytykuje ich, nie wywyższa się. Konstatuje w pewnym momencie: "przecież nie mogliśmy wiedzieć, czy podczas jednodniowej wycieczki nie zrozumieli więcej niż my przez tygodnie poszukiwań”. Sam przecież zaczynał niewiele się od nich różniąc co barwnie opisał w wydanej po latach książce "Tequila Oil, czyli jak się zgubić w Meksyku”, którą również gorąco polecam.
Hugh Thomson "Biała Skała. W głąb krainy Inków".
Przekład z języka angielskiego Agnieszka Wilga.
Wydawnictwo Czarne
* Paweł Hadrian - wiceprezes Stowarzyszenie Klub Podróżników "Sapay”, współorganizator Lubelskich Spotkań Podróżniczych "Kontynenty”. O świecie i podróżach pisze na blogu http://sapayclub.com gdzie można się także dowiedzieć o tym jak dołączyć do wypraw organizowanych przez Sapay Club.