Na początek barwna historia księdza z ubogiej parafii na przedmieściach Caracas. Potem już tak wesoło nie jest.
Przystaje więc do spółki, a swoją plebanię zamienia na ziemska namiastkę raju. Jego owieczki mają tu dostęp do najczystszej kokainy, mogą przyjmować narkotyk w bezpiecznych warunkach. Przemytem franciszkanin zajmuje się osobiście, by nikogo z parafian nie mieszać do ciemnych interesów. Złoty interes kończy się nagle, gdy ruchome schody na lotnisku wciągają i rwą sutannę księdza. A z misternie ukrytych w niej woreczków wysypuje się biały proszek. Ksiądz ląduje w więzieniu, ale na krótko. Przecież nie handlował, czyli nikomu konkurencji nie robił.
Dalej już tak zabawnie nie jest. Happy endu też trudno się spodziewać. Włoski dziennikarz bombarduje czytelnika faktami i zasypuje liczbami. Z jednym i drugim trudno polemizować.
To wciągająca historia wyjątkowo bliskich związków polityki, biznesu i mafii. Ale też działań na pokaz i przymykania oczu, tam gdzie wypadałoby je wreszcie otworzyć. Bo kluczowe słowo w tytule tej książki, to liczebnik. "By żyć szczęśliwie, trzeba wiedzieć jak transportować TONY kokainy".
Rządy bogatych krajów robią co mogą, by zmieść kartele narkotykowe z powierzchni ziemi. W rzeczywistości jednak – jak przekonuje Luca Rastello – w większości to działania pozorowane, "propagandowa zasłona dymna”.
Olbrzymie pieniądze wyrzucane są w błoto (jak w przypadku amerykańskiego programu War on Drugs, w ramach którego rozpylano nad plantacjami kokainy środki roślinobójcze). A narkotyki stały się filarem światowej ekonomi.
Zainwestowanie jednego dolara w wytworzenie kokainy przynosi zysk w wysokości tysiąca dolarów. – Czy kiedykolwiek w dziejach ludzkości istniał tak dochodowy produkt? – pyta włoski dziennikarz. I konkluduje: Nie byłoby tak, gdyby nie prohibicja. A zyski z handlu czerpią wcale nie drobni producenci w Ameryce Południowej (Rastello wylicza, że trafia do nich jedynie pół procenta z kwoty sprzedaży), ale ...banki w bogatych krajach Zachodu.
Jednocześnie w mediach wojna z narkobiznesem to barwne opowieści o kurierach przewożących towar walizkach, fałszywych protezach czy żołądkach. Czy w ten sposób rzeczywiście można przemycić "morze białego proszku, które zalewa Europę”?
Odpowiedź na to pytanie pada już we wstępie tej trudnej, bo przeładowanej faktami, ale fascynującej książki. Dalej autor oddaje głos tym, którzy ten biznes znają od podszewki. Próbuje spojrzeć na świat ich oczami i zaprasza swoich czytelników, by zrobili to samo. A wtedy – zapewnia – świat już nigdy nie będzie taki sam.
Wydawnictwo Czarne Wołowiec 2013
Przełożył: Mateusz Salwa