Dom Wydawniczy "Rebis"
Nad Bugiem, w Dobratyczach, wiosce leżącej na granicy Białorusi i Polski żyje sobie Ała Anatoljewna. Kobieta to po pięćdziesiątce i po przejściach. Z mężem się rozwiodła, narkotyki dawno rzuciła, hoduje świnie i kaczki, okopuje ziemniaki. A czasem napisze jakiś artykuł do gazety, bo wykształcenie ma znakomite, a umysł bystry. Jest przy tym alkoholiczką, więc pije już od rana, najchętniej whisky z lodem, ale tylko tyle, żeby zaszumiało w głowie, nie więcej. Żyje więc Ała jak Bóg przykazał, dobrze się prowadzi, nikomu nie wchodzi w drogę, szerokim łukiem omija tzw. wielki świat. Co tego, skoro kłopoty same do niej przychodzą. I to nie byle jakie, bo Ałka przypadkowo podpada jedynie słusznej partii, rządzącej na Białorusi.
Intryga jest wielowątkowa, ale każdy z wątków i tak prowadzi do Ałki i jej Dobratycz. To miejsce symboliczne. Tu prowincja zderza się z wielką polityką, tu zbiegają się kultury, kumulują uprzedzenia, rosną nadzieje na lepsze życie. Na życie za granicą. Sama granica jest także umowna. "Wiecie, co to granica?” – pyta Babina. "Ludzi, których na niej mieszkają poznacie z daleka. Mają w oczach smutek. Ich przestrzeń otwiera się tylko na wschód. Od zachodu zamyka ją drut kolczasty. Tylko kanie swobodnie latają tam i z powrotem.”
Po takich fragmentach śmiech zamiera na ustach. Bo choć Babina mocno przymruża oko do Czytelnika, to opowiada o śmiertelnie poważnych i ważnych sprawach. O prawdziwym życiu. Życiu biegnącym tuż obok nas, ale jednak tak odległym, że aż się wierzyć nie chce.