Pierwszy Roth w moim życiu kosztował 320 zł i był „Kompleksem Portnoya”. Powrót po latach, do właśnie wydanej środkowej części amerykańskiej trylogii, był trudny. Ale czytelnicy, którzy dopiero wchodzą w świat 82-letniego dziś autora – mają gorzej.
– W konkurencji z innymi maratończykami opowiadania odebrałeś palmę pierwszeństwa nawet Szeherezadzie. Siedzimy tu już szósty wieczór. Nie zmęczyłeś się? Nie zmarzłeś? – pytał Natan Zuckerman swojego dawnego nauczyciela angielskiego. To jest dobra wskazówka by tak jak narrator zasiąść na kilka intensywnych wieczorów i oddać się relacji Murraya Ringolda, który wspomina życie swojego młodszego brata Iry.
Intensywna lektura pozwoli na poddanie się rytmowi intensywnej narracji. Osoby wychowane na grubaśnych czytadłach w których bohaterka przez dwie strony podchodzi do okna a na kolejnych dwóch analizuje czy przez nie popatrzeć – będą w tej napakowanej, gęstej historii się czuć jak w labiryncie. Ponad 400 stron starej, amerykańskiej prozy.
„Wyszłam za komunistę” powstała pod koniec lat 90. ubiegłego wieku a opowiada o czasach przed II wojną i latach 50. Do tego dostajemy krótki kurs kształtowana się robotniczej świadomości, historii i polityki powojennych Stanów Zjednoczonych plus stosowne cytaty z Szekspira.
Ale autor czytelnika lubi. Tłumaczy jak „stary” „młodemu” zależności między wpływami ludzi Eisenhowera a ludźmi Nixona. Dlaczego osoba, która gawędzi z paniami: Bush, Ford i Reagan jest kimś. O co chodziło Trockiemu i jak się miał do Stalina. Google nie są potrzebne.
Dzięki temu, że rośnie nowe pokolenie czytelników, książkę, którą przegapiłam kilkanaście lat temu, teraz mogłam dołożyć do tak zwanej amerykańskiej trylogii Rotha na którą składają się: „Amerykańska sielanka” i najbardziej chyba znana dzięki ekranizacji „Ludzka skaza”.
W środku jest nowa, na księgarskim rynku, historia robotnika z biednej dzielnicy Newarku, który od pracownika fizycznego o prokomunistycznych poglądach politycznych przechodzi do roli gwiazdy audycji radiowych i (dzięki podobieństwu) do idealnego odtwórcy roli Lincolna. Kolejna rewolucja życiowa to związek z Eve. Piękna i bogatą aktorką, gwiazdą kina niemego. To ona jest autorką – a właściwie występuje w roli autorki – książki „Wyszłam z komunistę”. Bestsellera, który dał tytuł całej opowieści o życiu Iry.
Mając szacunek do Philipa Rotha, którego kilka książek uznaję za dużą przyjemność czytelniczą nie będę streszczać fabuły. Zwłaszcza, że opowieść meandruje w czasie i przestrzeni, a układ narrator – relacjonujący mu historię Murray jest lustrzanym odbiciem układu narrator-czytelnik. I niech tak zostanie. Osoby trzecie wszystko zepsują.
Wydawnictwo Literackie zaczęło od „Kompleksu Portnoya”, później wydało „Amerykańską sielankę”. Choć to układ chronologiczny dla autora, warto się go trzymać. Ktoś kto wcześniej nie polubi sposobu narracji Rotha, jednego z Czterech Wielkich*) amerykańskich współczesnych będzie się z „Wyszłam za komunistę” mocował.
Ale to może być fajny cel wakacyjny. Krótki kurs amerykańskiej prozy współczesnej. Zwłaszcza, że wydawnictwo zapowiada „Ludzką skazę”.
Osobom, które dadzą się zwieść różowej okładce w bardziej różowe kropeczki – życzę otwartości na zaskoczenia. Fakt, jest sporo o kapeluszach i kreacjach gwiazdy filmowej. I miłości. Nawet do kanarka. No, chyba, że różowy to nowy czarny.
*) Do Rotha trzeba dołożyć Pynchona, DeLillo i McCatrhego. Wszyscy z Wielkiej Czwórki przedwojenni i nadal piszą.