"Poza wiarą” to opasłe tomisko, do tego autor noblista. To może onieśmielać.
Obie książki zwracają szczególną uwagę na problem fundamentalizmu islamskiego w krajach niearabskich: Indonezji, Iranie, Pakistanie i Malezji.
"Poza wiarą” to opasłe tomisko, do tego autor noblista. To może onieśmielać. Poważna literatura o
dużej wadze – nie tylko dosłownie ale i w przenośni, bo czyta się ją po prostu ciężko. Mozolnie brnie przez kolejne karty oczekując błyskotliwych konstatacji, które niestety pojawiają się dość rzadko.
Szkoda bo wiele z nich, zwłaszcza tych włożonych w usta rozmówców jest bardzo celna, jak choćby ta o wodzowskim charakterze fundamentalizmu, który wypacza religię i odrywa się od jej pierwotnych założeń:
"Gdy kwestionujesz reguły, kwestionujesz tych, którzy tworzą reguły, jesteś przeciw Przywódcy. Gdy jesteś przeciw Przywódcy, jesteś przeciw Świętemu Prorokowi. Gdy jesteś przeciw Świętemu Prorokowi, jesteś przeciw Świętej Księdze, a Święta Księga pochodzi od Boga. Kto jest przeciw Bogu, powinien zostać zabity. Lecz kto zabija? Tylko ten, kto tworzy reguły. Nie Bóg.”
W zamyśle książka ma przedstawiać kraje, w których pierwotnie arabski islam jest religią napływową i kształtującą ich dzisiejszy obraz w coraz to większym stopniu.
Autor opisuje życie codzienne, głównie klasy średniej. Do tego raczej tej wyższej, której się powiodło. Ich relacje z religią są w zasadzie normalne dla opisywanych krajów. Nie powinny też dziwić tak bardzo akurat polskiego czytelnika, bo przecież i u nas, w środku Europy religia wciąż odgrywa znaczącą rolę w
życiu publicznym.
Zdecydowanie zabrakło tu głębszej refleksji nad różnicami pomiędzy islamem rdzennie arabskim a
konwertyckim oraz wpływie tych różnic na lokalny fundamentalizm. Przedstawione w toku
opowieści źródła radykalnych postaw nie są niczym wyjątkowym. Są w zasadzie normalne dla
krajów, gdzie większość społeczeństwa ledwie wiąże koniec z końcem, a edukacja nie jest dobrem
ogólnodostępnym. Etniczność i sposób nabycia wyznawanej religii nie są w tym przypadku istotne.
Wpływ pierwotnych, lokalnych obyczajów na życie nawet radykalnych muzułmanów jest przecież "oczywistą oczywistością”. Zresztą znamy go także z naszego religijnego podwórka pod postacią
przedchrześcijańskich świąt i zwyczajów wciągniętych, czasem celowo, do tradycji katolickiej.
Zresztą sam islam też nie pojawił się w próżni i oparty jest w dużej mierze na plemiennych wierzeniach arabskich oraz poprzedzających go religiach monoteistycznych – judaizmie i chrześcijaństwie.
Ze względu na szczątkowy wątek krajoznawczy wydaje się, że jest to pozycja raczej dla osób głębiej zainteresowanych prezentowaną tematyką. Taki czytelnik wyłapie detale, smaczki i ciekawostki, które umożliwią zerknięcie na życie codzienne, choć w dość wąskim spektrum rodzin, mniej lub bardziej, uprzywilejowanych.
Stanowiąca prawię połowę książki część o Indonezji mnie osobiście nie porwała. Następujące po niej rozdziały irański i pakistański czytało się już dużo lepiej. Szkoda, że najkrótsza, wręcz szczątkowa jest bardzo sprawnie napisana część malezyjska.
Razi też trochę pretensjonalny ton autora, wywyższanie się oraz ciągle przewijające się w toku narracji poczucie pogardy dla islamu, a wręcz społeczeństw rozwijających się jako takich. Trochę tak jakby potomek skolonizowanych niegdyś hindusów, wykarmiony na piersi świata, który podbił jego ojczyznę stał się piewcą wyższości tego świata zdobywców.
Taka przypominająca syndrom sztokholmski, trącąca neokolonializmem postawa trynidadzkiego noblisty jest co najmniej kontrowersyjna, zwłaszcza w kontekście toczącego się przez Zachód walca islamofobii i renesansu wszelkiej maści szowinizmów.
Paweł Hadrian – wiceprezes Stowarzyszenie Klub Podróżników "Sapay”, współorganizator Lubelskich Spotkań Podróżniczych "Kontynenty”. O świecie i podróżach pisze na blogu sapayclub.com gdzie można się także dowiedzieć jak dołączyć do wypraw organizowanych przez Sapay Club.