Zależało mi na młodości która kojarzy mi się z otwartością i entuzjazmem oraz potrzebą odkrywania ścieżek , którymi dotąd nikt nie kroczył - rozmowa z Łukaszem Witt-Michałowskim, reżyserem spektaklu „Margules. Nieobecność”.
W weekend na scenie Centrum Kultury pokazujecie „Marules. Nieobecność”. Historia polskiego reżysera tworzącego w Meksyku. O czym jeszcze jest twój najnowszy spektakl?
To opowieść również o tym, co aktualnie nurtuje wiele osób rozważających granice wolności w sztuce. Opowieść o przemocy w procesie powstawania spektaklu.
Opowiadając o nieznanej w Polsce postaci wybitnego i uznanego reżysera w Meksyku, pochodzącego z Polski i naznaczonego krwawym piętnem totalitaryzmu w wydaniu wschodnio-europejskim, pytamy, czy tematyzując w swoich przedstawieniach totalitaryzm - sam nie stosował totalitarnych metod. Pytamy również o to, czy w ogóle wielka sztuka może zaistnieć bez przemocy. Patrząc szerzej - czy istnieją okoliczności, w których zależność między ludźmi może nie prowadzić do nadużyć.
W dalszej perspektywie w dyskusji o granice wolności jest nasz spektakl pytaniem o to, czy dorosłym ludziom, którzy zgadzają się na eksplorowanie działań kwalifikowanych jako syndrom sztokholmski czy eksperyment standfordzki w teatrze autorskim i poszukującym - należy tego zabronić , czy nie?
A twoim zdaniem należy zabronić?
Moim zdaniem należy im na to pozwolić, pod warunkiem, że są w pełni władz umysłowych, piszą się na taką „wyprawę”, podpiszą odpowiednie oświadczenia i dane im będzie w każdej chwili z takiego eksperymentu się wycofać, jeśli tego zapragną.
Ty też w taki sposób pracujesz?
O to pytałbym współpracujących ze mną aktorów - tych, którzy legitymują się zdrowiem mentalnym. Tak jak w podróżach wymagany jest paszport covidowy, tak przy eksperymentalnej pracy w teatrze powinien być wymagany paszport mentalny.
Moim zdaniem odmienne prawa powinny obowiązywać w teatrze instytucjonalnym, a inne w autorskim. Czym innym jest poszukiwanie nowym form wyrazu, a czym innym robienie kolejnej wersji „Szalonych nożyczek”, czy „Maday, mayday”.
Dlatego chcesz grać „Margulesa” w szkołach teatralnych?
Ludwik Margules to w tej chwili ikona teatru światowego. Brak wiedzy na temat jego dokonań i znaczenia to dla studenta, szczególnie polskich szkół teatralnych - kompromitacją.
Skoro to postać wybitna to dlaczego polski teatr o nim nie pamięta?
Margules nie specjalnie dbał o to, od pewnego momentu, jak postrzegany jest poza Meksykiem. Koncentrował się na swojej pracy, próbując do jednej sztuki wiele miesięcy i niewiele poświęcając działaniom PR-owym. Z kolei polskie środowisko teatralne jest mocno koteryjne i zafiksowane na sobie, przez co nie zauważa zjawisk spoza własnego kręgu.
Postanowiłeś więc wydobyć tę postać z niebytu?
Tak, ponieważ nikt inny się do tego nie kwapił.
Udało się?
Oceńcie Państwo sami.
Pokazywaliście już ten spektakl poza Lublinem?
Premiera odbyła się w zeszłym roku, tuż przed lockdownem, a dopiero teraz, po raz pierwszy 7 września zagramy nasz spektakl w Szczecinie w ranach festiwalu Kontrapunkt. Spektakle, które zaprezentujemy teraz w Lublinie, biorą z kolei udział w Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.
Obsada sztuki to w większości młodzi ludzie, z którymi pracujesz po raz pierwszy.
Zależało mi na młodości, która kojarzy mi się z otwartością i entuzjazmem oraz potrzebą odkrywania ścieżek, którymi dotąd nikt nie kroczył. W tym kontekście młodzi polscy aktorzy zderzeni z meksykańskim fenomenem Margulesa wydali mi się niezbędni.
Skąd wiesz, czy ludzie, których zapraszasz do współpracy, mają ten „paszport mentalny”, o którym mówisz?
Teatr jest miejscem specyficznym, przeznaczonym dla osób, które nie obawiają się pracy z emocjami i wobec których nie istnieją medyczne przeciwskazania w uprawianiu swoistej „żonglerki” stanami wewnętrznymi. Równocześnie powinny i tutaj istnieć rozwiązania systemowe. Jeśli zaczynasz pracę jako nauczyciel z dziećmi i młodzieżą - jesteś sprawdzana pod kątem tego, czy nie byłaś karana. W teatrze, gdzie mamy do czynienia z ludźmi dorosłymi, powinna obowiązywać obopólna zgoda pisemna na praktyki o podwyższonym stopniu ryzyka.
Bez tej regulacji dochodzi czasem między reżyserem a aktorem do kuriozalnych rozmów w trakcie pracy. Aktor chce na przykład, żeby reżyser uzasadnił mu potrzebę nagości w danej scenie. Gdyby reżyser za każdym razem musiał się z niej tłumaczyć - nigdy nie powstałaby żadna inscenizacja „Operetki” Witolda Gombrowicza, gdzie w ostatniej odsłonie Albertynka pojawia się nago. Pomysł ten nie należy zresztą do żadnego reżysera, tylko do Gombrowicza - należałoby zatem zapytać autora, czemu tak sobie życzył, a skoro zapytać go nie możemy - pozostaje to spekulacją i obszarem interpretacji reżysera, a nie aktora - gdyż taki w tej pracy jest podział ról.
Jak ostatnie głośne oskarżenia członków zespołów wobec twórcy Gardzienic Włodzimierza Staniewskiego czy Pawła Passiniego z Centrum Kultury wpłynęły na styl twojej pracy?
Pracuję tak samo, jak do tej pory. A co do Pawła - uważam ze każda taka sprawa, jeśli jest zasadna, powinna być rozpatrywana indywidualnie i w prokuraturze, a nie w mediach społecznościowych. Jeśli sprawy tego typu nie mają prawnego finału, nie kończą się w sądzie - pozostają w sferze pomówień. Dużo prościej jest zniesławić człowieka niż przywrócić jego dobre imię.
Margules. Nieobecność
Spektakle: 29, 30 i 31.08 oraz 10, 11 i 12.09 na Sali Widowiskowej Centrum Kultury w Lublinie (ul. Peowiaków 12). Bilety – 40 zł.
Reżyseria: i scenariusz Łukasz Witt-Michałowski (na podstawie dramatu Artura Pałygi „Margules. Nieobecność” i książki Rodolfo Obregona „Ludwik Margules. Wspomnienia”). Obsada: Marta Bartczak, Klaudia Cygoń, Anna Maria Sieklucka, Jarosław Tomica, Michał Barczak, Kamil Drężek, Héctor Hugo Peña. Choreografia: Wojtek Kaproń. Współpraca zagraniczna: CONJURO TEATRO.