Pracownicy Wód Polskich, z pomocą strażaków i żołnierzy obrony terytorialnej, wciąż zbierają martwe małże z wody i brzegów Zalewu Zembrzyckiego. Co je zabija próbuje ustalić Puławski Instytut Weterynarii. Śledztwo – pod nadzorem prokuratury – prowadzi też policja.
Woda wyrzuca martwe osobniki na brzeg od początku sierpnia. Początkowo pracownicy Wód Polskich zbierali je sami, ale gdy rozmiar katastrofy opisały media, wojewoda lubelski do pomocy „rzucił” też WOT i strażaków.
– Wczoraj małże zbierało 18 osób – mówi Jarosław Kowalczyk, rzecznik lubelskiego oddziału Wód Polskich. – Staramy się kierować nad zalew jak najwięcej naszych ludzi, nie tylko z Lublina. To taka syzyfowa praca, bo co wybierzemy, to woda wyrzuca na brzeg kolejne – przyznaje. Ale też podkreśla, że „ostatnio martwych małży jest mniej”.
To co wyrzuci woda trafia do czarnych plastikowych worków. Z Lublina odbiera je specjalistyczna firma – Bakulit. Od 5 sierpnia do wczoraj do swojej spalarni wywiozła już 2,5 tony martwych mięczaków.
Już pierwsze badania wody – w zalewie i dopływającej do niego rzece Bystrzycy – wykluczyły obecność substancji chemicznych.
Te ostatnie są z 19 sierpnia. Tym razem Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska badał też czy przyczyną wymierania małż nie jest przypadkiem obecność złotych alg – glonów, które miały spowodować katastrofę ekologiczną na Odrze.
– Oprócz sinic i glonów, typowych dla takich zbiorników, nic więcej nie ma – uspokaja Grzegorz Uliński, kierownik Wydziału Inspekcji WIOŚ. – Wartość tlenu jest cały czas podwyższona, miejscami to nawet 17,9 mg/litr. Temperatura wody w zbiorniku też jest wysoka - ma 26 st. C.
Trwają też kontrole we wszystkich zakładach odprowadzających ścieki do Bystrzycy przed zalewem (zakład przetwórstwa owocowo-warzywnego w Osmolicach, oczyszczalnie ścieków w Bychawie, Bełżycach, Pszczelej Woli i Piotrowicach).
– Tu wszystkich wyników jeszcze nie ma. Aczkolwiek widzimy po stężeniach azotu czy fosforu, że nie są to duże ilości – tłumaczy Uliński. – Jesteśmy nad tym zbiornikiem codziennie. Martwych małży jest mniej, choć pojawiają się mniejsze i większe ryby. Ale o masowym śnięciu mówić nie można – zastrzega.
Martwe małże z zalewu bada też puławski PIWet. Ma to związek ze śledztwem jakie w tej sprawie prowadzi lubelska policja.
– Są prowadzone czynności pod nadzorem Prokuratury Lublin-Południe – informuje nadkom. Kamil Gołębiowski, oficer prasowy Komendy Miejskiej policji w Lublinie.
– Badania nie potwierdziły przekroczenia norm zawartości metali ciężkich. W najbliższych dniach poznamy wyniki badań na zawartość pestycydów. Nie sądzę jednak, że w tym przypadku doszło do zatrucia – mówi Paweł Piotrowski, dyrektor Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii w Lublinie. – W mojej ocenie powodem śmierci szczeżui prawdopodobnie była tzw. przyducha, czyli niska zawartość tlenu w wodzie, zwłaszcza w pobliżu dna. To normalne zjawisko, które występuje w zbiornikach o niewielkim przepływie wody i niskim jej stanie, przy wysokiej temperaturze.