Do lubelskich szpitali trafiają młodzi pacjenci w ciężkim stanie po zakażeniu koronawirusem. Wielu z nich cierpi na nowe powikłania w postaci niedowładów, zapalenia mózgu i rdzenia. - To pokazuje, jak COVID-19 jest niebezpieczny dla dzieci i nastolatków - alarmują lekarze.
Na intensywną terapię szpitala dziecięcego w Lublinie trafiają pacjenci z COVID-19 w najcięższym stanie, zwykle już nieprzytomni, wymagający intubacji i repiratoroterapii. Wielu z nich nie udaje się niestety uratować.
- W trzeciej fali wśród dziesięciu pacjentów hospitalizowanych w oddziale intensywnej terapii, pięciu zmarło. Wśród nich był noworodek, który zaraził się od matki jeszcze wewnątrzmacicznie. Oboje walczyli o życie blisko dwa tygodnie. I tego samego dnia, w różnych szpitalach, zmarli. Pozostałe dzieci miały ciężkie choroby towarzyszące, niestety COVID-19 znacznie skrócił ich życie, mimo stosowania wielu intensywnych procedur - przyznaje dr hab. n.med. Beata Rybojad, kierownik Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii Dziecięcej Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Lublinie.
W czwartej fali trafiło tam na razie sześciu pacjentów z COVID-19 w stanie zagrożenia życia. - Dwóch zmarło, trzech, po stabilizacji ich stanu udało się przekazać na inne oddziały. Szósty tydzień lekarze walczyli też o życie praktycznie zdrowego wcześniej nastolatka, który mógł się zaszczepić, jednak tego nie zrobił - podkreśla dr Rybojad.
Na intensywną terapię cały czas trafiają też dzieci z ciężkimi powikłaniami pocovidowymi.
- Oprócz wielonarządowego zespołu zapalnego PIMS, który pojawił się już w ubiegłym roku, obserwujemy zupełnie nowe neurologiczne powikłanie w postaci niedowładów czy wręcz paraliżu, zapalenia mózgu i rdzenia. To pokazuje, jak COVID-19 jest niebezpieczny dla dzieci i nastolatków - podkreśla kierownik oddziału. Zaznacza: - Nie tylko jeśli chodzi o sam przebieg choroby, ale też jej skutki. Niestety również wielu rodziców naszych pacjentów nie jest zaszczepiona mimo, że mają małe dziecko, czasem noworodka, obciążonego dodatkowymi chorobami, co zwiększa ryzyko ciężkiego przebiegu COVID-19.
- Czwarta fala jest dla naszego oddziału znacznie gorsza niż poprzednie. Najgorzej było pod koniec listopada, kiedy mieliśmy non stop zajęte wszystkie łóżka, a w kolejce następnych pacjentów. Teraz sytuacja zaczyna się trochę stabilizować, ale nadal trafiają do nas dzieci z bardzo ciężkim przebiegiem COVID-19 - przyznaje natomiast dr n.med. Barbara Hasiec, kierownik Oddziału Chorób Zakaźnych Dziecięcych w szpitalu im. Jana Bożego w Lublinie. Zaznacza: - Mamy pacjentów z ciężkimi zapaleniami płuc, a także innych organów, które zaatakował wirus. Zdarzają się przypadki zajętości płuc nawet na poziomie 70 proc. Charakterystyczne dla tej fali jest na pewno to, że mamy więcej malutkich dzieci. Od września przyjęliśmy już ponad 200 covidowych pacjentów, z czego 1/3 to były dzieci do pierwszego roku życia, nawet trzytygodniowe.
Lekarze obserwują także, że stan chorych jest znacznie cięższy niż pacjentów, których przyjmowali w poprzednich falach. - Trafiają do nas dzieci w drugiej lub trzeciej dobie po pojawieniu się gorączki i prawie natychmiast dochodzi do zapalenia płuc. Co niebezpieczne, objawy wcale nie wskazują, że przebieg choroby może być tak ciężki - zwraca uwagę dr Hasiec. - Dodaje: - To powoduje, że mieliśmy i mamy pacjentów, którzy wymagali respiratora. To przede wszystkim dzieci z dodatkowymi obciążeniami, np. wadami serca czy wirusem RS. Na szczęście do tej pory nie mieliśmy przypadków śmiertelnych. Nie wiemy jednak, w jaki sposób tak ciężki przebieg choroby wpłynie na rozwój dziecka, czy nie doprowadzi np. do astmy czy pojawienia się tętniaków.