Damian Sędzikowski w końcówce rundy jesiennej był coraz ważniejszą postacią w układance trenera Marka Saganowskiego. Wystarczy spojrzeć na liczby. W pierwszych 12 występach ligowych nie miał na koncie ani bramki, ani asysty. A w czterech ostatnich uzbierał za to: dwa gole i dwa ostatnie podania.
Trzeba jednak pamiętać, że „Sędzik” zaliczył spory przeskok. Z czwartoligowej Escoli Varsovia od razu wylądował w II lidze. I sam przyznaje, że pierwsze tygodnie były trudne. W trzech pierwszych kolejkach spędził na boisku tylko 11 minut.
– Wiadomo, jak to jest w nowym klubie. Potrzeba trochę czasu, żeby się przystosować. W moim przypadku było tak samo. Na początku miałem trudności i nie było za dobrze. W połowie rundy było jednak coraz lepiej i wszystko zaczęło się układać po mojej myśli. A w końcówce proces wejścia do drużyny chyba był już zakończony, bo z tych ostatnich występów naprawdę byłem zadowolony – przyznaje 20-latek.
W ramach meczów 15 i 16 kolejki Motor przegrał ze Stalą Rzeszów i Radunią Stężyca. Nie strzelił bramki, a stracił aż pięć. W klubie zrobiło się gorąco, ale drużyna zareagowała tak, jak powinna. W czterech ostatnich kolejkach wywalczyła 10 punktów. A duża w tym zasługa właśnie Sędzikowskiego, który w pierwszym ze spotkań, czyli derbach z Wisłą Puławy napsuł rywalom sporo krwi swoimi indywidualnymi akcjami. To on wywalczył też rzut karny.
W kolejnych występach dwa razy wpisywał się na listę strzelców. I to w bardzo podobny sposób. Jak przystało na skrzydłowego świetnie potrafił „złamać” akcję ze skrzydła i uderzyć po długim rogu. Tak było przy okazji spotkań ze Zniczem Pruszków i Śląskiem II Wrocław. W tym drugim dodatkowo wyłożył piłkę Michałowi Fidziukiewiczowi, jak na tacy i zaliczył drugą asystę.
– Nadal celujemy w awans na zaplecze ekstraklasy. Nie interesują nas baraże, tylko minimalnie drugie miejsce. Uważam, że jesteśmy w stanie ten cel osiągnąć. Nasza sytuacja byłaby dużo lepsza gdyby nie kilka nieudanych występów. Wiadomo, że najbardziej żałujemy wyjazdu do Ostródy. Mogliśmy też spokojnie wygrać z Kaliszem, czy u siebie ze Zniczem Pruszków. Zabrakło nam jednak skuteczności, bo sytuacji było sporo, a goli niewiele. Mamy jednak w drużynie wielu doświadczonych zawodników i wierzymy, że na wiosnę wyciągniemy wnioski – dodaje Sędzikowski.
W końcówce rundy młody zawodnik miał też okazję zagrać przeciwko swojemu byłemu klubowi w ramach Pucharu Polski. W grupach młodzieżowych Legii Warszawa grał w latach 2011-2017. – Zawsze pozostaje sentyment do byłego klubu. A w meczach z takimi zespołami zawsze chce się pokazać z dobrej strony, żeby udowodnić, że pozbycie się zawodnika było błędem. Ja też chciałem pozostawić po sobie dobre wrażenie. Szkoda, że nie udało mi się strzelić gola, ale na pewno rozegraliśmy dobre zawody i niewiele brakowało, żeby sprawić niespodziankę – wyjaśnia zawodnik Motoru.
Co ciekawe, „Sędzik” w czasach występów w Legii miał okazję spotykać swojego obecnego trenera, czyli Marka Saganowskiego, ale i Jakuba Koseckiego, który od początku przygotowań ćwiczy z drużyną. – Trener i Kuba byli w Legii, kiedy ja grałem tam jako młodzieżowiec. Zdarzało się, że wyprowadzałem zawodników na boisko. Akurat nie Kubę, trenera chyba też nie, ale byli blisko. Teraz spotkaliśmy się w jednym klubie, a to naprawdę fajne doświadczenie – przyznaje Sędzikowski.