Dwa dni po rozpoczęciu wojny Olga napisała na Facebooku, że dla uchodźców przygotowała w swoim domu 10 miejsc. Wczorajszą noc spędziło u niej 80 osób. Miejsca zabrakło dla samych gospodarzy, którzy muszą nocować gdzie indziej.
W domu przy ul. Liliowej 5 w Lublinie na co dzień mieszka około 70. uchodźców. 37 z nich na stałe, czyli „do końca wojny”.
– Na Ukrainie pracowałam jako pielęgniarka – opowiada 23-letnia Ukrainka. To ona zajmuje teraz sypialnię pani domu. Razem z nią mieszka dwoje jej dzieci i dziecko siostry. Kobieta chce zostać w Polsce, bo stąd ma bliżej do domu. – Jak skończy się wojna, to od razu wracamy – zapewnia.
Olena przyjechała z 7-letnią córką Sofią z Charkowa. Pracowała w jednej z największych drukarni w Europie. – Na początku nie rozumiałam, co się dzieje. Ludzie stali w kolejce po pieczywo, a nad nimi latały rakiety. Było bardzo głośno i córka trzęsła się ze strachu. Nie mogło się uspokoić. Dopiero mężczyźni powiedzieli mi, że to wojna – opowiada kobieta.
Wraz z sąsiadkami początkowo nie chciały uciekać. Liczyły, że będą negocjacje i wojna szybko się skończy. – Czekałyśmy dobrych nowin, ale nie przyszły. Było za to bombardowanie i znów najwięcej pocisków spadło na moja dzielnicę. Weszły czołgi. Wtedy chciałyśmy uciekać, ale nie można była znaleźć żadnego transportu. Z Ukrainy wywiózł nas wreszcie mąż. Nie wiem, co z nim. Nie mam kontaktu – mówi Olena.
Meble nieważne
– Wszystkie kobiety, które są u nas na stałe, żyją w przeświadczeniu, że wojna zaraz się skończy i za tydzień, góra dwa będą mogły wrócić do domu – mówi Łukasz Stoma, właściciel domu.
Ani on, ani jego żona Olga nie mogą mieszkać przy Liliowej. Śpią po ludziach, bo dla nich zabrakło miejsca.
– Dacie radę tak długo? – pytam.
– To jest kula śnieżna. Już się tego nie da zatrzymać – uważa Olga. – Proszę zobaczyć. Tu był do niedawna salon, w którym miałam piękne włoskie meble. Dziś to już jest nieważne. Są materace. Śpi tutaj 14 osób, które potrzebują pomocy i musimy im ją dać, bo jutro to my możemy wszyscy się znaleźć w identycznej sytuacji.
W akcję włącza się też najmłodsze pokolenie. Martyna tworzy TikToka, na którym będzie pokazywać życie przy Liliowej. Nam pokazuje swój pokój. – Ale tu się zmieniło! – sama się dziwi. – Tu było moje łóżko, a tu spała siostra. Kiedyś znów tak będzie, ale teraz mi nie przeszkadza, że tu śpi ktoś inny.
Nocleg w garażu
Pozostali mieszkańcy to osoby, które na Liliowej pojawiają się na chwilę. Śpią na łóżkach rozstawionych w gigantycznym garażu, a gdy ich brakuje, noc spędzają na krzesłach. Może nie jest wygodnie, ale ciepło i bezpiecznie i przede wszystkim w nadziei na lepsze jutro, bo Sławina nie porzucają w ciemno.
– Wysyłamy ich do Niemiec – mówi Marcin Pszenniak. Mężczyzna szukał noclegu dla 7 uchodźców i znajomy polecił mu właśnie ten adres. I tak już od 6 dni pomaga w opiece. – Znalazłem kontakt do burmistrza Leverkusen i udało nam się porozumieć w tej kwestii. Burmistrz wysyła nam dary z pomocą. Część zostawiamy dla naszych podopiecznych, a część rozprowadzamy po innych miejscach. Busy, którymi przychodzi pomoc, zabierają w drodze powrotnej uchodźców. W Leverkusen dostaną mieszkania, pomoc w znalezieniu pracy, ubezpieczenie medyczne, pomoc socjalną.
– Przepraszam, ale musimy kończyć. Przyjechała grupa 20 osób, którym muszę pomóc wypełniać dokumenty. We wtorek jadą do Niemiec, a tylko ja znam rosyjski – popędza Olga. – Tak to już u nas wygląda. Ciągle jest wielki młyn.
Żeby pomóc uchodźcom z Liliowej 5 warto przywieźć koce, pościel, ale przede wszystkim żywność, bo codziennie trzeba wykarmić 70 osób. Potrzebne są też wózki dla dzieci. Jeszcze wczoraj przed domem stało 15 sztuk. Dziś nie ma ani jednego. Bardzo potrzebne są też ręce do pracy, np. przy segregowaniu darów. Pomoc można deklarować za pomocą Facebooka „Liliowa 5 – Pomoc Ukrainie”.