Amerykanka przyjechała do Lublina by zobaczyć negatyw fotografii, którą zna od dzieciństwa. Jedyna pamiątka po lubelskiej rodzinie jej matki, okazuje się być z kolekcji szklanych negatywów, odnalezionych na strychu kamienicy Rynek 4
W weekend zakończył się Zjazd Lublinerów, między 2 a 7 lipca były w mieście osoby których rodziny związane są z żydowskim Lublinem i Lubelszczyzną. Jedną z uczestniczek była Amerykanka, która brała udział w zjeździe i chciała wyjaśnić ważną sprawę.
Odszukać w kilku tysiącach
- To była bardzo osobista i wzruszająca sytuacja, która także mówi o tym, że nasza praca ma sens. Pani bardzo się rozczuliła, gdy mogła wziąć do ręki szklaną płytkę, jedyny fizyczny ślad po jej bliskich. Zrobiłem jej odbitkę z negatywu, który udało mi się odszukać w kilku tysiącach, jakie tworzą kolekcję. Na szczęście wiedziałem, w której setce szukać – mówi Patryk Pawłowski z Pracowni Ikonografii Ośrodka Brama Grodzka - Teatr NN w której przechowywane są między innymi negatywy znalezione na staromiejskim strychu.
Chodzi o zbiór ponad 2700 negatywów znalezionych trzynaście lat temu na strychu kamienicy przy Rynku 4 w Lublinie. Stało się to podczas prac przygotowawczych do remontu nieruchomości - porządkowania i przeprowadzania badań architektonicznych. Znalezisko zabezpieczono, po czym negatywy zostały odczyszczone, posegregowanie i zeskanowane. Z dużym prawdopodobieństwem ich autorem jest Abram Zylberberg, który w 1940 mieszkał w kamienicy, w której jednocześnie miał prowizoryczne atelier. Na wielu zdjęciach można rozpoznać korytarz na którym pozowali fotografowani.
W piątek pani Shelley dostała współczesną odbitkę rodzinnej fotografii. Poprzednią, z tego samego, szklanego negatywu wykonano w przedwojennym Lublinie.
- Uczestniczka zjazdu Lublinerów przyszła do naszej pracowni we wtorek, pokazując w telefonie zdjęcie jakie ma w rodzinnych zbiorach. Jest na nim grupa kobiet, wśród nich siostra jej mamy. Fotografię zidentyfikowała w kolekcji szklanych negatywów pozostającej w naszych zbiorach. Przyjechała specjalnie do Lublina by zobaczyć negatyw i porozmawiać o rodzinnej pamiątce, a ma ich bardzo niewiele – dodaje Patryk Pawłowski.
Dziewczyny z reklamy
Podczas opracowywania zbiorów pracownicy ośrodka zidentyfikowali miejsce zrobienia tego i wielu innych zdjęć z kolekcji prawdopodobnie jako Nowodwór. W tym przypadku wiadomo, że jest na nim osoba mieszkająca w Lublinie.
- Cała historia by się nie wydarzyła, gdyby ktoś nie uznał, że typowa wakacyjna fotografia sześciu dziewczyn jest dobra, by promować wydawnictwo i spotkanie online ze mną i jego twórcami. W 2021 roku dzięki współpracy z Yiddish Book Center powstał album pokazujący część kolekcji szklanych negatywów znalezionych przy Rynku 4 w Lublinie. Był przeznaczony głównie na amerykański rynek z nadzieją, że ktoś rozpozna znajome twarze. Wówczas napisała do mnie Shelley, która bywała w Polsce, znała kolekcję ale wcześniej nie zwróciła uwagi na te dziewczyny. Dopiero gdy zobaczyła promocję publikacji, zorientowała się, że ma w domu identyczną odbitkę. Dla jej mamy była to bardzo cenna i jedyna pamiątka po rodzinie z Lublina. Shelley od dzieciństwa widziała w domu to zdjęcie. Wiedziała o nim jedynie tyle, że w tej grupie jest jedna z sióstr mamy. Ale nawet nie wie która: Maria, Chaja czy Łaja została sfotografowana. Kobieta odezwała się do nas z nadzieją, że wiemy coś więcej – opowiada Piotr Nazaruk z Pracowni Edukacji i Animacji Ośrodka Brama Grodzka Teatr NN.
Z jego relacji wynika, że mama Amerykanki jako jedyna z rodziny przeżyła wojnę, ocalała dzięki ucieczce do ZSRR, gdzieś na dalekowschodnie tereny, gdzie trafiła do obozu pracy. W Lublinie rodzina z czterema córkami mieszkała przy ul. Towarowej 27. Zdjęcie jest jedyną pamiątką, która przetrwała po tamtych czasach.
To nie koniec
- Shelley była bardzo wzruszona. Gdy była fotografowana z negatywem, siedziała cała spięta bojąc się, że go niechcący upuści i zbije – dodaje Piotr Nazaruk.
Pani Shelley jest edukatorką, uczy o Holokauście na przykładzie losów własnej rodziny, realizuje projekt The Daffodil (Projekt Żonkil), który polega na sadzeniu cebulek żonkili upamiętniających 1,5 miliona dzieci, które zginęły w czasie Holokaustu a także te, które dziś na całym świecie cierpią z powodu kryzysów humanitarnych.
Na przedwojennej fotografii jej ciotka siedzi w środku, trzymając laskę/ciupagę, w taki sposób który nam dziś się kojarzy z używaniem kija do selfie.
Pracownicy ośrodka mają nadzieję, że takich historii będzie jak najwięcej, i kolejne osoby będą się odzywały, bo rozpoznają kogoś na dawnych zdjęciach. Podczas Zjazdu Lublinerów w programie były prezentacje zarówno kolekcji fotografii Ośrodka Brama Grodzka Teatr NN jak i kolekcji szklanych negatywów.