Z Karoliną Pikułą, właścicielką księgarnio-kawiarni Między Słowami w Lublinie rozmawiamy o akcji „Książka na telefon” i o tym, jak zareagowali na nią czytelnicy
Tydzień temu powiedziała pani, że jeśli nic się nie zmieni, przetrwacie maksymalnie dwa miesiące. A potem będziecie musieli zamknąć księgarnię
- Tak było. Nie tylko nasza, ale wszystkie księgarnie stacjonarne w całej Polsce świeciły pustkami. Bez czytelników było smutno, ponuro i niepokojąco. Dlatego zdecydowaliśmy się na ograniczenie stacjonarnej działalności do dwóch dni: wtorku i czwartku w godz. 13-17.30. W pozostałe dni zapraszaliśmy do składania zamówienia przez telefon lub internet.
Co się zmieniło po tym jak napisaliśmy o akcji „Książka na telefon”?
- Otrzymaliśmy mnóstwo wiadomości na facebooku i instagramie. Były maile i telefony. Czytelnicy pisali, że byli kiedyś w naszej księgarnio-kawiarni i bardzo im się podobało. Obiecywali, że gdy tylko będzie to możliwe znów będą nas odwiedzać i przy kawie lub herbacie wybierać ksiązki. To sprawiło, że dziś jest we mnie zdecydowanie więcej optymizmu niż podczas naszej poprzedniej rozmowy. Wierzę, że gdy przetrwamy pandemię na brak czytelników nie będziemy narzekać.
To dobre informacje, ale nie przekładające się niestety na waszą sytuację finansową.
- Przekładające się! Dostaliśmy też sporo zamówień. Paczki z książkami wysyłałam już nawet do Wielkiej Brytanii, Niemiec i Finlandii. Kupują ludzie z małych miasteczek i dużych miast. W tej chwili największym zainteresowaniem cieszy się „Gambit królowej”. Ludzie obejrzeli film i chcą teraz przeczytać książkę. Wiele osób sięga też po Radka Raka, laureata tegorocznej Nagrody Literackiej Nike. Przed nami 6 grudnia i Gwiazdka, czyli czas w którym kupujemy więcej książek. Przygotowujemy więc ofertę świąteczną. Będą to propozycje dla dzieci ale i dla dorosłych. Nie będziemy stawiać na same nowości, ale zaproponujemy też bardzo wartościowe książki, które mogły gdzieś umknąć naszym czytelnikom.
A wracając do tekstu w Dzienniku Wschodnim to jego konsekwencją była pomoc nie tylko „Między słowami”. Dostałam np. informację z Antykwariatu przy ul. Jasnej, że i tam zjawiają się czytelnicy Dziennika i robią zakupy. To bardzo miłe!
Możemy już powiedzieć, że przetrwacie trudny czas pandemii?
- Aż tak dobrze nie jest. Rynek księgarski jest dosyć specyficzny. Ponieważ prowizje ze sprzedaży książek nie pozwalają na utrzymanie stacjonarnej sprzedaży, wiele księgarni posiłkuje się sprzedażą artykułów piśmienniczych, puzzli czy tornistrów. My postawiliśmy na kawiarnię, która pozwalała nam utrzymać księgarnię wyjątkową, bo zajmującą się sprzedażą literatury niszowej. Ale tego właśnie chcieliśmy! Zależało nam na stworzeniu miejsca, w którym czytelnicy będą mogli znaleźć pozycje niedostępne w innych lubelskich księgarniach. Zamknięcie kawiarni odbiło się więc bardzo niekorzystnie na naszych obrotach. Liczę jednak na to, że zainteresowanie akcję „Książka na telefon” pozwoli nam przetrwać najtrudniejszy czas.
Czyli do…
- Obawiam się, że aż do marca nic się nie zmieni. Wierze jednak, że będzie dobrze. Na razie nie mogę liczyć na pomoc z tarczy antykryzysowej, czy zmniejszonego czynszu, ale mam wsparcie czytelników i są osoby, które mi pomagają. Na facebooku trwa licytacja prac kartograficznych Adama Poręby „Wspieramy Między Słowami”. Adam Poręba miał u nas wystawę, wykonał szyld i potykacz. Jest z nami jednak związany nie tylko zawodowo, ale i emocjonalnie stąd pomysł by nas wesprzeć w tym trudnym czasie. Mając takich ludzi obok siebie nie sposób nie wierzyć w to, że jeszcze będzie dobrze.