Tuż przed kończącą się właśnie rekrutacją do szkół ponadpodstawowych dyrektorzy techników i szkół branżowych kusili chętnych uczniów wizją wysokich zarobków i braku problemów ze znalezieniem pracy po zakończeniu kierunków budowlanych. Sprawdzamy, czy tak jest faktycznie
– Jak ktoś chce pracować, to pracę zawsze znajdzie – mówi Robert, z zawodu murarz-tynkarz. – To rzeczywiście dobry zawód, bo bez problemu można pracować nie tylko w każdym miejscu Polski, ale też za granicą. W większości ogłoszeń piszą, że trzeba mieć przynajmniej podstawową znajomość języka, ale tak naprawdę nie jest ona wymagana. Wyjątek stanowią Austria i Szwajcaria. Z tego co wiem, osobom bez komunikatywnego niemieckiego trudno jest się tam zaczepić. W tych krajach bardzo potrzebne jest też posiadanie własnego samochodu, ale wystarczy jeden na całą ekipę.
Nasz rozmówca ma za sobą kontrakty m.in. w Holandii, Norwegii i Austrii. Mówi, że za granicą zarabiał średnio ok. 2500 euro miesięcznie.
– Od kilku już lat takie same pieniądze można zarabiać w Polsce, dlatego wróciłem. Pracuje najczęściej na terenie województwa lubelskiego, żeby być jak najczęściej w domu – opowiada. – Oczywiście, wszystko zależy od liczby zleceń, tego jak się umówię z inwestorem i od pogody, ale wychodzę na swoje. Oczywiście, od wiosny do jesieni zarobki są większe niż zimą, bo pracuje się dłużej.
To jednak wyjątek, bo z Ogólnopolskiego Badania Wynagrodzeń wynika, że murarze w Polsce zarabiają średnio 3 920 zł brutto.
– Jak ktoś prowadzi firmę to ma dużo lepsze pieniądze, a pracownik, który tyra najciężej, to wiadomo – przyznaje pan Piotr, dekarz.
– Miesięcznie to mi wychodzi 4-5 tys. zł. Z jednej strony to dużo, ale jak widzę, ile szef bierze za dachy, to łapię trochę nerwa, że tak na nas zarabia. Ale i tak trzymam się pracy, bo robimy w swoim tempie i nikt nas nie goni. Dostaję też postojowe, jak pada albo jest za duży mróz, bo np. papy w mróz kłaść nie można. Wtedy dostaję najniższą krajową. Teraz pogoda się zmienia, to takich momentów jest już znacznie mniej niż kilka lat temu. Pracuje się praktycznie przez cały rok.
Wykończenia wnętrz
Około 30-35 zł za godzinę zarobić można przy wykończeniach wnętrz, ale to stawki, jakie otrzymują osoby zatrudniane w firmach. Inaczej wartość swojej pracy obliczają np. prowadzący własną działalność.
– Na brak zleceń nie można narzekać. Trochę ciężej było, jak był koronawirus, ale tylko na początku. Potem, jak ludzie posiedzieli w domach, to odkryli, że mają dosyć własnych łazienek czy kuchni i rozpoczynali remont. Przyznam, że nie bardzo mi się to podobało, bo zwykle nikt mi na ręce nie patrzy. W koronawirus ludzie siedzieli w domach i zaglądali, jak idą prace. Dziwili się, że tak powoli. Ciągle musiałem tłumaczyć, że może być szybko, albo równo – śmieje się pan Wojciech, glazurnik z Lublina.
Pytany o to, ile zarabia, tłumaczy, że każdy miesiąc jest inny, bo różne są zlecenia. Cena zależy m.in. od wielkości układanych płytek. Im mniejsza, tym jest drożej. Na przykład, ułożenie płytek 30 na 30 to ok. 90 zł za mkw., ale mozaika to nawet 200 zł za mkw.
– Do tego dochodzi bardzo często skuwanie starych płytek, robienie wylewki, przygotowywanie ścian… – wylicza. – Żeby powiedzieć, ile wezmę za pracę, muszę najpierw zobaczyć pomieszczenie i materiały. Ale powiem tak: mniej niż 5 tys. zł miesięcznie to mi nigdy nie wychodzi. Górnej granicy nie podam.
Pytamy naszych rozmówców, czy gdyby mogli zaczynać od nowa, znów wybraliby branżę budowlaną.
– Pewnie, tylko teraz poszedłbym do innej szkoły. Do branżówki. Pani nie wie, ale ja jestem magistrem administracji. Nie wiem, po co mi to było, bo pracy nie mogłem po studiach znaleźć. Wtedy znajomy wziął mnie do ekipy i nauczył glazury. Tak już zostało. To dobra praca, bo sam jestem sobie szefem, a zarobki, jak na polskie warunki, są bardzo dobre – uważa pan Wojciech.