Uczniowie uczący się zawodu mogą już robić to w sposób stacjonarny. Decyzja o powrocie do szkół nie jest jednak łatwa. I nie rozbija się o dyrektorów czy nauczycieli, ale często o… rodziców.
Zgodnie z nowymi przepisami, od 30 listopada można prowadzić zajęcia sportowe w szkołach sportowych oraz praktyczną naukę zawodu w szkołach prowadzących kształcenie zawodowe. Na taki krok na razie nie zdecydowało się jednak wiele szkół.
– Wbrew pozorom nie jest nam łatwo dostosować się do wytycznych GIS dotyczących np. nauki przedmiotów gastronomicznych. Musimy nad tym wszystkim jeszcze popracować – słyszymy w jednej ze szkół w Lublinie.
Dyrektorzy przyznają też, że kłopoty z podjęciem decyzji przysparzają im także rodzice. – Czego by się nie ustaliło, to spotyka się to z negatywnym odbiorem części rodziców – przyznaje, prosząc o anonimowość jeden z dyrektorów. – Mamy możliwość skrócenia lekcji on-line do 30 minut, by dzieci nie spędzały zbyt dużo czasu przed komputerem. Wtedy dostajemy skargi, że lekcje są zbyt krótkie i nie można się odpowiednio nauczyć. Ale dostajemy też skargi, gdy lekcja trwa 45 minut, bo jest zbyt długa i dzieci się męczą. To samo z praktyczną nauką zawodu.
Część rodziców denerwuje się, że takie lekcje jeszcze się nie odbywają, a część prosi, by ich nie organizować, bo ryzyko zakażenia koronawirusem jest zbyt duże.
Problemy spotykają też tych, którzy do szkół już wrócili. Jedną z pierwszych szkół, która umożliwiła uczniom powrót do stacjonarnej nauki zawodu, jest Zespół Szkół nr 1 w Hrubieszowie. W zajęciach w szkolnych warsztatach mogą brać udział uczniowie 11 z 26 klas szkoły.
– To te klasy, w których zajęcia praktyczne zajmują cały dzień lekcyjny. Z takich zajęć wyłączeni są natomiast uczniowie, którzy musieliby kilka godzin spędzać na zajęciach praktycznych, a potem wracać do domów na zdalne zajęcia teoretyczne – tłumaczy Marek Kozielewicz, dyrektor ZS nr 1 w Hrubieszowie. Przyznaje, że frekwencja na stacjonarnych zajęciach jest dziś znacznie niższa niż kiedyś. – Uczniowie mają problem z dojazdem do szkoły, bo zlikwidowano wiele kursów. Uczniowie starszych klas mający prawo jazdy skrzykują się więc i do szkoły jeżdżą wspólnie.
Ale nie wszyscy się zabiorą na podwózkę. – Oczywiście rozumiemy przyczyny nieobecności części uczniów i nie robimy z tego powodu nikomu kłopotów – podkreśla dyr. Kozielewicz. – To przecież sytuacja, na którą nie mają wpływu. Takie osoby wciąż uczą się zdalnie.