Niewiele osób przyszło po konkretne zakupy. Zdecydowanie więcej wyruszyło na poszukiwanie promocji lub chciało złożyć reklamację. Po długim oczekiwaniu w końcu mogliśmy zrobić zakupy jak kiedyś.
Galerie handlowe po ponad miesięcznym zamknięciu w poniedziałek powitały pierwszych klientów. Od 28 grudnia zakupy można było robić jedynie w sklepach spożywczych, aptekach, drogeriach, księgarniach, sklepach zoologicznych, budowlanych, czy meblowych.
– Przyszliśmy się pokręcić. Chcemy zobaczyć, czy wszystko jest otwarte. Liczymy też na duże promocje – mówiła Dziennikowi pani Weronika, którą spotkaliśmy w Plazie w Lublinie. Na zakupy przyszła z dzieckiem i z mężem.
– Liczyłem, że ludzi będzie znacznie mniej – przyznał mężczyzna. – Zainteresowanie jest duże, ale nie widać, żeby ludzie nosili jakieś większe zakupy. Chyba kręcą się tak jak my.
Znacznie więcej klientów było w Vivo Lublin. Po godz. 14 znalezienie wolnego miejsca na górnym parkingu było niemal niemożliwe. – Starszy syn chodzi do przedszkola i poprzecierał wszystkie spodnie. Musiałam zrobić zakupy – mówiła pani Katarzyna. – To nie tak, że doszłam do wniosku, że jak otworzyli, to lecę. Przyszłam tylko po konkretne rzeczy. Otwarcie galerii handlowych było jednak dobrą decyzją, zwłaszcza że widzę, że niemal wszyscy mają maseczki.
Klienci z zaplanowanym celem wizyty stanowili jednak mniejszość. Kilka osób przyznało, że przyszło oddać rzeczy kupione jeszcze przed świętami lub złożyć reklamację. Zdecydowana większość szukała zniżek.
– Myślałam, że po tak długim zamknięciu towar będzie wyprzedawany po bardzo niskich cenach, tymczasem w niektórych sklepach nie ma żadnych promocji. W większości jest do -50 proc., co oznacza że większość rzeczy przeceniona jest tylko symbolicznie – mówiła pani Halina.
Ale w galeriach były też osoby, które nie zamierzały czegokolwiek kupować. – Przyszedłem tylko posiedzieć – odparł pan Janusz, który na jednej ze sklepowych kanap czytał książkę.
– Jesteśmy już po lekcjach. Przyszliśmy połazić po galerii. To dla nas taki powrót do normalności, bo jak była normalna nauka, to tak spędzaliśmy czas po lekcjach – zdradza dwóch licealistów.
Nic dziwnego, że znudzonych było część ekspedientek. – Przed niektórymi sklepami ustawia się kolejka czekających na możliwość wejścia, bo obowiązują limity klientów. U nas nic się nie dzieje. Było kilka osób, ale jeszcze nic nie sprzedałyśmy – usłyszeliśmy w jednym ze sklepów obuwniczych.