Rozmowa z Grzegorzem Boninem, piłkarzem i trenerem Chełmianki Chełm
- Jak oceniasz mecz z Motorem?
– To było na pewno ciężkie spotkanie. Było dużo biegania i sporo walki. Sytuacji było za to, jak na lekarstwo. Do przerwy ja miałem jedną z głowy po stałym fragmencie, a Motor dwie w drugiej połowie. Można jednak powiedzieć, że mimo niewielu szans na gole to był charakterny mecz.
- To była dobra próba generalna. Już w weekend powalczycie o ligowe punkty...
– Gramy co trzy dni i ciężko budować formę. Złotego środka nie ma, bo nie wiadomo, jak to ruszy. Gramy jednym składem od dwóch tygodni z niewielkimi rotacjami. Co trzy dni pojawiamy się na boisku, a już środę mamy kolejny mecz. W weekend kolejny w lidze. Będziemy jednak gotowi.
- Po tych wszystkich zmianach kadrowych chyba trudno się zgrać?
– Zmiany to jedno, ale druga sprawa, to fakt, że praktycznie ten okres sparingów mieliśmy zaplanowany jeszcze przed tymi wszystkimi transferami. Graliśmy z drużynami z czwartej ligi. Mieliśmy posiadanie piłki na poziomie 80, czy nawet 90 procent praktycznie w każdym meczu. W ofensywie jesteśmy mocni. Dlatego zastanawialiśmy się, jak to będzie wyglądało, kiedy piłkę jednak będzie miał przeciwnik. Wtedy wychodzi charakter, trzeba dać z wątroby. Jak się nie ma piłki, to traci się więcej sił. Tak było w niedzielnym spotkaniu, ale każdy zdał ten egzamin w Lublinie celująco.
- Znowu zagraliście na zero z tyłu, a to na pewno powód do radości...
– Zdecydowanie. Można powiedzieć, że w tych wszystkich sparingach, które rozegraliśmy nie straciliśmy bramki z akcji, a to bardzo cieszy. Tym bardziej, że mamy przecież nowy zespół, przyszło do nas kilkunastu chłopaków. Na razie to dobrze wygląda. Próba generalna myślę, że została zdana, ale teraz każdy mecz będzie inny. Na razie się cieszymy z wygranej, bo była ciężko wywalczona, ale jedziemy dalej.
- Teraz przed wami finał Pucharu Polski z Orlętami Spomlek. Drużyna z Radzynia w niedzielę rozbiła Unię Hrubieszów 5:0. Ten wynik robi na was jakieś wrażenie?
– Z tego co wiem, to Unia nie strzeliła bramki w sparingach, a my we wcześniejszych spotkaniach też wygrywaliśmy wysoko. Potrafiliśmy zdobyć pięć, czy 10 goli. W finale okręgu chełmskiego także wygraliśmy z czwartoligowym Startem Krasnystaw 5:0. To wszystko nie ma jednak znaczenia. Z Orlętami graliśmy sparing i wygraliśmy 3:1. To będzie jednak zupełnie inny mecz. Posiadanie piłki pewnie znowu będzie po naszej stronie. Mieliśmy plan na Motor, będziemy mieli także na Orlęta.
- Jak to jest być grającym asystentem trenera?
– Dobrze układa się współpraca ze sztabem i zawodnikami. Jest naprawdę w porządku. Na pewno jest jednak inaczej. Miałem możliwość trenowania dzieci przez pół roku w Lubliniance. Inaczej patrzy się na niektóre sytuacje z boku, a inaczej, kiedy jest się na boisku. Ta wiedza, którą mogę przekazać myślę, że zadziała to dla nas na plus.
- Przed meczem z Motorem była dodatkowa motywacja? W końcu w Chełmiance aż roi się od byłych zawodników klubu z Lublina...
– Taki region, że chłopaki się mieszają cały czas. To był mecz, jak każdy inny. Graliśmy z rywalem, który awansował do drugiej ligi. Trzeba było dać z siebie więcej. Jako całość Motor mógł nas przebijać, ale na boisku nie było tego tak widać.
- Jak Chełmianka przekonała cię do powrotu na trzecioligowe boiska?
– Właśnie tym aspektem grającego trenera. Trenowałem dzieci przez pół roku, potem miałem przejąć starszy rocznik. Przekonałem się jednak, że to nie to. Ja nigdy nie grałem w juniorach, zawsze w seniorach. Moja wiedza z boiska bardziej przyda się chyba właśnie seniorom. Mam tu bardzo dobry punkt zaczepienia w Chełmie. Człowiek ma swoje lata i wiecznie grać nie będzie. Póki jednak mam zdrowie i radość z gry, to będę próbował łączyć obie funkcje.
- A o co w ogóle walczy w tym sezonie Chełmianka?
– O pewne utrzymanie. Może być jednak różnie, liga wszystko zweryfikuje. Możemy być na dole, ale i na górze. Nie ma co wróżyć teraz, trzeba się skupić na trenowaniu.