Upadali strażnicy więzienni i graniczni, bibliotekarka, policjanci. Przy wieszaniu żyrandola, przy schodzeniu do piwnicy, omijaniu rowerem kota. Nadwyrężali stawy, szyje, barki, kolana. A dwaj lekarze potem poświadczali urazy w dokumentacji medycznej. Dzięki temu „poszkodowani” dostawali nawet po kilkadziesiąt tysięcy złotych odszkodowania.
Według takiego schematu działa zorganizowana grupa przestępcza, która za wyłudzenie odszkodowań z polis z tytułu nieszczęśliwych wypadków odpowie przed sądem w Lublinie.
Doborowa ekipa mundurowa
– W sumie akt oskarżenia dotyczący wyłudzenia odszkodowań obejmuje 23 osoby, z czego kilkanaście, w tym dwaj lekarze, funkcjonariusze Straży Granicznej i Służby Więziennej oraz członkowie ich rodzin, mają dodatkowo zarzuty działania w zorganizowanej grupie przestępczej – mówi Dziennikowi prokurator, który przez ostatnie kilka miesięcy pracował nad 190-stronnicowym aktem oskarżenia. – Proceder polegał na zgłaszaniu fikcyjnych zdarzeń, jak np. skręcenie nadgarstka podczas korzystania z krajalnicy, a potem wystawianiu fałszywej dokumentacji lekarskiej w celu wyłudzenia świadczeń z polis towarzystw ubezpieczeniowych. Łączne straty przekroczyły 1 mln zł.
Do wyłudzeń miało dochodzić w latach 2010-2019. Mieszkańcy powiatów parczewskiego, włodawskiego, chełmskiego i bialskiego, w tym mundurowi oraz ich najbliżsi, zawierali umowy indywidualne i grupowe na wysokie sumy ubezpieczenia. Jedna osoba jednocześnie była ubezpieczona w co najmniej trzech towarzystwach. W zestawieniu z miesięcznymi poborami stawki składek od polis NNW były bardzo wysokie, w niektórych przypadkach dochodziły do nawet kilku tysięcy rocznie z tytułu jednej polisy.
Upadki, których nie było
Pierwsze skrzypce grał lekarz z Parczewa, Piotr. R., specjalista ortopeda, który miał wytwarzać fałszywą dokumentację medyczną, będącą podstawą do ubiegania się o odszkodowanie. Niejako jego znakiem firmowym były wpisy o braku rokowań co do powrotu pacjenta do pełnego zdrowia. Diagnozował urazy mimo oczywistej – jak podkreśla prokurator – sprzeczności rozpoznania z badaniami RTG.
Jego pacjenci zgłaszali się do jego gabinetu po „urazach”. Te u niektórych, jak chociażby u Dariusza G., pogranicznika z Nadbużańskiego Oddziału Straży Granicznej (3,9 tys. zł miesięcznej pensji), powstawały na tyle często, że mężczyzna uczynił z nich stałe źródło dochodu. Najkrótsza przerwa miedzy wypadkami miała wynosić u niego zaledwie 26 dni.
Jako członek korpusu podoficerów zaangażował się również w działalność związkową. Według aktu oskarżenia, podpisał wiele umów od NNW. Jednocześnie był chroniony nawet przez pięć towarzystw ubezpieczeniowych, a liczba wykupionych polis wzrastała u niego odwrotnie proporcjonalnie do ryzyka kontuzji. Tymczasem prokurator podkreśla, że jego aktywność zawodowa była typowo urzędnicza. Pogranicznik miał takiego pecha, że trzy razy upadł ze schodów, dwa razy na rowerze, w tym raz omijając kota, podczas tańca, a jego żona dwa razy na rowerze i trzy razy na chodniku. W sumie małżonkowie mieli wyłudzić w ten sposób 234 tys. zł. Co ciekawe, po jednym z rowerowych urazów Dariusz G. stanął na czele drużyny piłkarskiej podczas powiatowych mistrzostw służb mundurowych.
Mężczyzna miał się odwdzięczać lekarzowi. Wypłacał z bankomatu od 500 do 2200 zł i przelał 15,5 tys. na rachunek bankowy Piotra R. W tytule napisał krótko: „wiesz za co?”. W śledztwie twierdził, że to część zapłaty za samochód.
Popchnęło nieustalone dziecko
Kwoty odszkodowań wynosiły od kilku to nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych (jedna z wypłaconych sum to aż 46,4 tys. zł). Zgłaszający się do lekarzy pacjenci podawali m.in. takie okoliczności powstawania urazów:
upadek z drabinki podczas montażu żyrandola, podczas wychodzenia z brodzika w łazience, omijania fragmentu gałęzi w trakcie jazdy rowerem, nieudolne zsiadanie z roweru, najechanie rowerem na kamień, upadek ze schodów w następstwie uderzenia przez nieustalone dziecko, podczas mocowania firanek, przechadzki po drewnianym pomoście nad Jeziorem Białym. Efekty urazów? Chwiejność afektywna, trwały deficyt ruchomości barku albo – bardziej fachowo – infrakcja guzka kości łódeczkowatej kończyny górnej prawej.
W proceder zamieszany był także drugi lekarz, tym razem z Włodawy, Jarosław N,. który również miał wystawiać fałszywą dokumentację medyczną. Obaj medycy, jak odnotowano w akcie oskarżenia, zarabiali przyzwoite pieniądze: Piotr R. od 12 do 14 tys. zł, a Jarosław N. nawet 15-18 tys. zł miesięcznie. Nie przyznali się do zarzutów. Piotr R. mówił, że błędy pojawiły się podczas przepisywania odręcznych notatek.
Wszyscy oskarżeni będą odpowiadać z wolnej stopy. Za oszustwa i działalność w zorganizowanej grupie przestępczej grozi im do 8 lat więzienia.