Zamiast gruzu i kompostu do ziemi trafiały śmieci. Potwierdziły się doniesienia dziennikarzy – dawna odkrywkowa kopalnia w Strzyżowie pod Hrubieszowem była nielegalnym wysypiskiem. Aby się o tym przekonać wystarczyło wykopać siedem dołów
– Wystarczył jeden ruch łyżką koparki, aby spod warstwy kredy wyjrzały śmieci – mówi Sławomir Płoszaj, sekretarz Starostwa Powiatowego w Hrubieszowie.
Kontrolę polegającą na wykonaniu sondażowych wykopów przeprowadzili wczoraj rano pracownicy Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Lublinie. Towarzyszyli im samorządowcy z gminy Horodło i hrubieszowskiego starostwa powiatowego, przedstawiciele policji oraz sanepidu. Wiele mówił też unoszący w obrębie kopalni okropny fetor charakterystyczny dla komunalnych wysypisk śmieci. Nie mogli też nie zauważyć cuchnącej i mętnej wody z opadów w zagłębieniach.
Po pobraniu próbek inspektorzy polecili zasypać doły. Materiał trafi do analizy w dwóch niezależnych laboratoriach. Dzień wcześniej inspektorzy WIOŚ pobrali także próbki z odległego o niespełna kilometr Bugu. Chodzi o sprawdzenie, czy nie doszło do skażenia rzeki. Wyniki analiz mają być znane za dwa tygodnie.
Pretekstem do zwożenia śmieci na teren kopalni była jej rekultywacja. Zadania tego w imieniu prywatnego właściciela terenu podjęła się firma Krusz-Piask z Leżajska. Spółka ta na terenie powiatu hrubieszowskiego działa od 2013 r.
– Zajmowała się przetwarzaniem odpadów wydobywczych i gruzu – mówi pragnąca zachować anonimowość pracownica hrubieszowskiego starostwa. – Do tej pory nie mieliśmy tej spółce nic do zarzucenia.
W poniedziałek ponownie skontrolowano kopalnię w Strzyżowie
Decyzję na przeprowadzenie rekultywacji starostwo wydało jej w kwietniu 2014 r. – W dokumencie tym zostały wyszczególnione materiały, jakie mogły zostać użyte: humus, kompost, gruz, piasek. Z czasem z Urzędu Gminy w Horodle zaczęły do nas docierać sygnały, że do Strzyżowa przywożone są zmieszane śmieci – opowiada urzędniczka.
– Po tych doniesieniach starosta zarządził kontrolę – tłumaczy sekretarz Płoszaj. – Niestety, w otworzonych wykopach nasi urzędnicy niczego podejrzanego nie znaleźli. Powierzchnia całego wyrobiska to 4,8 ha, w tym projekt rekultywacji objął 3,3 ha. Być może kopali w niewłaściwym miejscu? – zastanawia się.
Z wczorajszej kontroli został sporządzony protokół. Dokument ten będzie miał kluczowe znaczenie dla wszczętego przez zamojską prokuraturę śledztwa w sprawie nielegalnej zwózki śmieci do kopalni. W oparciu o dokonane ustalenia starostwo ma też podstawy żądać, aby spółka Krusz-Piask zabrała ze Strzyżowa wszystkie odpady, które tam złożyła. W razie oporu strony gotowe jest wejść na drogę sądową. Już wcześniej starostwo cofnęło firmie z Leżajska pozwolenie na prace rekultywacyjne.
– W ciągu ostatnich miesięcy obserwowałem dziennie nawet po kilkanaście ciężarówek wyładowanych śmierdzącymi śmieciami – mówi mieszkaniec Strzyżowa, który ma dom przy polnej drodze do kopalni. – Pojawiały się wcześnie rano, albo tuż przed wieczorem. Sądząc po rejestracjach dowoziły śmieci niemal z całej Polski. Samego zrzucania odpadów nie widziałem, gdyż wyrobisko było zabezpieczone przez ochroniarzy. Ale kiedy wiatr zawieje z tamtej strony wyraźnie czuję ich obecność. Aż nos wykręca.
"Brakowało nam mocnych dowodów"
Rozmowa z Arkadiuszem Iwaniukiem, zastępcą lubelskiego wojewódzkiego inspektora ochrony środowiska
• Jakie działania są obecnie prowadzone w związku z nielegalnym wysypiskiem w Strzyżowie w gminie Horodło?
– Zgodnie z tym co zapowiadaliśmy, wczoraj na miejscu były prowadzone odkrywki. Stwierdzono, że rzeczywiście są tam odpady komunalne, na składowanie których nie było pozwolenia. Na razie jeszcze nie wiemy w jakich ilościach. Będziemy dopiero to sprawdzać. Jednak w związku z tym, że zidentyfikowaliśmy tzw. niesortowane odpady komunalne starostwo w Hrubieszowie wszczęło postępowanie w celu cofnięcia pozwolenia na rekultywację na tym terenie.
• Jakie działania podjęliście po anonimowym doniesieniu o wywożeniu tam śmieci? Do inspektoratu trafiło ono w czerwcu.
– Rozpoczęliśmy kontrolę. Analizowaliśmy dokumentację przekazaną przez starostwo, z której wynikało, że na miejscu odkrywki były prowadzone kilkakrotnie – w lutym, marcu i maju. Za każdym razem nie stwierdzono żadnych nieprawidłowości. To miejsce było też kilkakrotnie badane w lipcu. Wtedy również niczego nie stwierdzono. Mimo to nie zakończyliśmy kontroli.
• Jak to możliwe, że kontrola prowadzona w lipcu nic nie wykazała, a dziś kiedy sprawa stała się medialna okazuje się, że są tam jednak odpady?
– Brakowało nam mocnych dowodów. Prowadzenie odkrywek jest trochę jak ruletka – jedna kontrola może nic nie wykazać, ale podczas kolejnej może się okazać, że jednak są nieprawidłowości. Tak też było w tej sprawie. Nasza kontrola nie jest zamknięta. Cały czas analizujemy dokumentację od przedsiębiorców, którzy przekazywali tam odpady. Chodzi tu nie tylko o firmy z Lubelskiego, ale też innych województw, m.in. świętokrzyskiego i podkarpackiego. Zwróciliśmy się do tamtejszych urzędów marszałkowskich o przekazanie informacji o przedsiębiorcach. W momencie, kiedy już będziemy mieli pełną listę firm, będziemy mogli zwrócić się do wojewódzkich inspektoratów ochrony środowiska o przeprowadzenie kontroli.
Rozmawiała: Katarzyna Prus