Obok nowo powstałego zalewu w Gminie Jastków ma powstać punkt przetwarzania odpadów budowlanych. Mieszkańców przeraża taka perspektywa. Czy okolicę zdominuje huk i spowije szkodliwy pył?
Na terenie podlubelskiego Piotrawina pojawiły się w ostatnim czasie ulotki ostrzegające o planach budowania spalarni śmieci. Lokalni urzędnicy uspokajają. Przyznają jednak, że chodzi o punkt przetwarzania i zbiórki odpadów budowlanych. Nową działalność na terenie gminy, w miejscowości Piotrawin, chce otworzyć prywatny inwestor.
- Będą to odpady pobudowlane, ale nie opakowaniowe, jak niektórzy twierdzą. Głównie zajmujemy się rozbiórkami, a więc to, co jest w budynku po rozbiórce, to trzeba odseparować. Mam tu na myśli drewno, stal, papier plastik, czy inne tworzywa sztuczne – mówi inwestor i dodaje: - Po rozmowie z mieszkańcami miałem wrażenie, że nie mają wiedzy na temat tej inwestycji. A ich atak i wymysły związane ze spalarnią to abstrakcja.
Przedsiębiorca otrzymał już pozytywne opinie od Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, Wód Polskich oraz inspektora sanitarnego. Poważne wątpliwości mają jednak mieszkańcy pobliskich terenów, którzy obawiają się m.in. hałasu i zapylenia.
- Według mnie ten hałas i pył zamyka się maksymalnie w odległości 25 metrów od urządzenia – uspokaja inwestor. - A ta działka jest przeogromna. Z jednej strony ulica – trasa na Warszawę, z drugiej pola. A od strony gdzie są jakieś zabudowania, to jeszcze dzielą nas firmy istniejące na tej działce. Poza tym najbliższe zabudowania są kilkadziesiąt metrów od naszej inwestycji – mówi.
Z tymi słowami nie zgadzają się mieszkańcy, którzy pokazują dokumenty oddziaływania kruszarni na otoczenie. Wynika z nich, że obszar wpływu inwestycji jest znacznie większy i dotyczy nie tylko najbliższej zabudowy, ale też znajdującego się obok domu weselnego i terenów zalewu, który w przyszłym roku ma zostać oddany do użytku.
- Ta inwestycja jest niezgodna z planem przestrzennego zagospodarowania Piotrawina. Według zapisów inwestor musiałby hałas i pył ograniczyć do terenów tej działki. A to jest niemożliwe. Róża wiatrów rozniesie to gdzie będzie chciała. Nawet najmniejszy sprzęt kruszący emituje hałas przekraczający dopuszczalne normy w terenie zabudowanym. Tym bardziej, że metal się trafi i inne odpady. Nawet same rozładunki mogą być uciążliwe – mówią zaniepokojeni ludzie.
Do kontrowersyjnej sprawy na ostatniej sesji Rady Gminy odniosła się wójt Teresa Kot:
- Przyglądamy się też na to otoczenie, które tutaj jest. Mam tu na myśli zarówno hotel i dom weselny, ale też to, że po drugiej stronie drogi budujemy zbiornik rekreacyjno-retencyjny. Nie chcielibyśmy, żeby jakiekolwiek działania zepsuły nasze plany. Poza tym bierzemy pod uwagę niepokoje mieszkańców. Nikt nie chce żyć w środowisku zanieczyszczonym, czy też źle wpływającym na zabudowę i ludzi.
Obecnie władze gminy chcą, aby inwestor przygotował specjalny raport oddziaływania na środowisko. Ma to być szczegółowy opis tego, w jaki sposób przedsiębiorca zabezpieczy teren i jaki wpływ jego działania mogą mieć na najbliższe otoczenie. W grę wchodzi bowiem nie tylko spokój mieszkańców i lokalnych przedsiębiorców, ale też sąsiedztwo z Doliną Ciemięgi i zalewem za ponad 8 mln złotych.
Inwestycje jednak nie ominą Jastkowa. Jak przyznaje wójt Teresa Kot:
- Usługi są nam potrzebne. Nasza gmina ma bardzo mało terenów na usługi. Nie będziemy mogli wyżyć w przyszłych latach z samego rolnego podatku, czy innych opłat. Trzeba myśleć, żeby lokowali się tu przedsiębiorcy. Przyszłe władze muszą to brać pod uwagę, ale również mieszkańcy - dodaje.