– Chciałem się dowiedzieć, kto wydał rozkaz tak brutalnego traktowania ludzi – mówi o wydarzeniach, jakie miały miejsce podczas sobotniego strajku przedsiębiorców w Warszawie lubelski senator Koalicji Obywatelskiej Jacek Bury. Polityk twierdzi, że został zatrzymany przez policję, a jeden z funkcjonariuszy użył wobec niego siły. W internecie zamieścił nagranie pokazujące zdarzenie.
Kolejny protest organizowany w stolicy przez przedsiębiorców niezadowolonych z rządowej pomocy w związku z kryzysem wywołanym przez epidemię Covid-19 odbył się w sobotę na pl. Zamkowym. Jego uczestnicy mieli przejść pod siedzibę Prawa i Sprawiedliwości i Sejm, ale to się nie udało. Na trasie przemarszu stanęła policja, która wzywała manifestujących do rozejścia. Doszło do przepychanek i użycia gazu przez funkcjonariuszy.
Senator Bury relacjonuje, że na demonstrację dotarł ok. pół godziny po jej rozpoczęciu.
– Wiedziałem, że nasza władza może się nie cofnąć przed niczym i że może być tam bardzo niebezpiecznie dla protestujących. Chciałem tam być, aby nadzorować działania policji i by nikomu nie stała się krzywda – opowiada Bury i dodaje, że gdy pojawił się na pl. Zamkowym, zobaczył, jak mundurowi z otoczonej kordonem grupy kilku osób siłą wyciągają jedną z nich. – Stanąłem w jej obronie. Ten człowiek nie robił nic złego, nie był agresywny, po prostu mówił co mu się nie podoba wobec tej władzy. Nie ma mojej zgody na takie traktowanie obywateli, więc wyjąłem legitymację, powiedziałem, że jestem senatorem i chciałem powstrzymać brutalne działania policji. Zostałem potraktowany tak samo, jak ten człowiek. Zaciągnięto mnie do suki policyjnej, po czym podcięto mi nogi i rzucono mnie do środka.
Komenda Stołeczna Policji pozostaje na stanowisku, że Jacek Bury nie został zatrzymany, a sam zdecydował się wejść do radiowozu i nie chciał go opuścić. – Można byłoby mieć pretensję do policjanta za to, że użył siły wobec senatora tylko wtedy, gdyby wiedział, że ma do czynienia z osobą z immunitetem. Policjant takiej wiedzy nie miał. Legitymację okazywano innemu policjantowi. Policjanci nie muszą znać wszystkich senatorów – napisano w niedzielę na profilu KSP na Twitterze.
– To prawda, że nie chciałem stamtąd wyjść. Żądałem, żeby przyszedł dowódca, który powie, kto wydał rozkaz tak brutalnego traktowania ludzi i lekceważenia i uderzenia senatora RP. Tu nie chodzi tylko o mnie, ale o traktowanie obywateli – odpowiada senator Bury. I dodaje: – Ta akcja nie trwała 5 sekund tylko kilka minut. Kiedy byliśmy ciągnięci w kierunku suki, cały czas trzymałem w ręku legitymację i mówiłem, że jestem senatorem. Nikt na to nie zważał. Przy samochodzie protestującego obywatela siłą wepchnięto do środka, natomiast ja nadal chciałem porozmawiać z kimś dowodzącym. Wtedy zostałem uderzony z tyłu. Nie wiem, czy ten funkcjonariusz był obecny wcześniej, ale miał szansę się zorientować w sytuacji. Owszem, inny policjant stojący obok krzyknął: "daj spokój, to senator!". Ale już oberwałem, zostałem wepchnięty i wsadzony za kratę, gdzie odczytano mi, że jestem zatrzymany. Teraz policja mi mówi, że nie byłem.
Lubelski polityk wystąpił do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji o udostępnienie materiałów dotyczących zabezpieczenia sobotniego protestu. Zapowiada, że po otrzymaniu informacji osób odpowiedzialnych za policyjną akcję, złoży zawiadomienie do prokuratury.
– Wiem, że wśród funkcjonariuszy jest wielu porządnych ludzi. Nawet ci, którzy byli ze mną w tym samochodzie, zachowywali się w sposób godny. Ale mieliśmy też do czynienia z jakimiś nadgorliwcami, którzy z niewiadomego powodu wykonywali rozkazy. Czyje? Będziemy to próbowali w najbliższym czasie ustalić – podsumowuje senator.
„Takie rzeczy działy się za komuny”. Senator J. Bury o zatrzymaniu podczas protestu przedsiębiorców
Wideo: TVN 24 / x-news