Mam nadzieję, że ludzie skorzystają z propozycji szczepień, ponieważ codziennie widzimy, co się dzieje z pacjentami, którzy przyjeżdżają do nas czasami bardzo późno, kiedy już nie jesteśmy w stanie im pomóc - powiedziała PAP pierwsza zaszczepiona na Pomorzu Małgorzata Sobania, pielęgniarka z Pomorskiego Centrum Chorób Zakaźnych i Gruźlicy w Gdańsku, specjalistka ds. epidemiologii.
- Proszę powiedzieć, jak się pani czuje po szczepieniu?
– Dobrze się czuję. Jeśli chodzi o efekt szczepienia, to nie odczuwam na razie żadnego dyskomfortu.
- Kiedy otrzyma pani drugą dawkę?
– 18 stycznia przyszłego roku.
- Po szczepieniu wróciła pani do pracy.
– Dzisiaj rozpoczęliśmy szczepienia. Szczepiłyśmy z koleżankami, używając szczepionki, którą dostarczono w niedzielę. 75 szczepionek, które dotarły do naszego szpitala, wykorzystaliśmy. Zostały podane pracownikom medycznym naszych szpitali pomorskich. Osoby, które pracowały i chciały się zaszczepić są zaszczepione. W poniedziałek otrzymamy kolejne szczepionki i mamy ten tydzień na to, żeby się zaszczepić.
- Czy z racji tego, że szczepionka szybko powstawała, obawiała się jej pani?
– Nie obawiam się tej szczepionki. Dosyć dużo materiałów czytałam, dużo rozmawiałam ze specjalistami i czytałam informacje na temat tej szczepionki, więc nie czułam się zaniepokojona.
- Co poradziłaby pani osobom sceptycznie podchodzącym do szczepionki?
– Pracuję dosyć długo w szpitalu zakaźnym i kiedy przychodziłam do pracy w 1982 roku, to szpital miał bardzo dużo chorych na odrę, krztusiec i wirusowe zapalenie wątroby typu B. Ten szpital naprawdę pękał w szwach. Wtedy pracowałam na pediatrii i efekty, jakie przyniosły szczepienia przez te kilka lat, miałam okazję obserwować, więc ja jestem zwolennikiem szczepień. Jeśli można zapobiec takim chorobom, które niosą za sobą zagrożenie utraty zdrowia, czy życia, to absolutnie jestem zwolennikiem szczepień. Mam nadzieję, że ludzie skorzystają z propozycji szczepień, ponieważ codziennie widzimy, co się dzieje z ludźmi, którzy przyjeżdżają do nas czasami bardzo późno, kiedy już nie jesteśmy w stanie im pomóc, trudno jest rodzinom, ale również nam z taką sytuacją się pogodzić. Tak naprawdę jedyne rozwiązanie, to skorzystanie z profilaktyki, a więc szczepień.
- Jak teraz wygląda praca w państwa szpitalu?
– Praca jest ciężka, tak naprawdę brakuje personelu w każdej grupie zawodowej. Mamy mało pielęgniarek, mało lekarzy. Właściwie wszyscy żyjemy tylko pracą. To trwa od marca. Cały zespół jest bardzo zaangażowany, ale wśród nas widać już zmęczenie, więc wszyscy czekali na szczepionkę z myślą, że sytuacja poprawi się. Mam nadzieję, że damy radę. U nas pracuje wiele osób oddelegowanych z innych placówek, i dzięki im za to, bo naszych pracowników jest za mało, żeby zapewnić opiekę wszystkim pacjentom. Mamy nadzieję, że szczepionki spowodują, że zachorowań na COVID-19 będzie zdecydowanie mniej i epidemia będzie zmierzała ku końcowi. To pewnie nie nastąpi bardzo szybko, ale mam nadzieję, że jeżeli zaszczepimy jak największą liczbę osób, to praca będzie się kończyła, kiedy człowiek wyjdzie z pracy. Obecnie "jesteśmy w pracy" nawet po wyjściu z pracy. Pracujemy telefonicznie. Pomagamy sobie nawzajem. Mamy różne sytuacje życiowe. Zachorowania wśród personelu. Staramy się wspierać, bo od marca żyjemy tylko pracą.